To jest, proszę państwa, kawałek bardzo dobrej sensacji.
Treść w olbrzymim skrócie: dwunastoletni Jamie jest roznosicielem gazet. Pewnego poranka nie wraca do domu na śniadanie. Zaniepokojeni rodzice szukają go w okolicy, niestety ślad po chłopcu ginie. Zawiadamiają policję, która robi wszystko wg procedur, ale nie znajduje ich syna. Mija 14 miesięcy. W akcie desperacji ojciec udaje się do prywatnego detektywa. Ten rozpoczyna poszukiwania.
Schematycznie? Tak. Przewidywalnie? Oczywiście. Ale jak to się czyta!
Od pierwszych stron czuć w tej książce ogromne napięcie. Zwłaszcza początkowe sceny są jak u Hitchcocka - maksymalne napięcie, które potem tylko rośnie. Obserwujemy chłopca i wiemy, ze zaraz stanie mu się coś złego i prosimy w myślach - nie jedź tam, dziś nie! A on jedzie...
No i coś, co lubię najbardziej - problem oglądany z dwóch perspektyw. Złoczyńcy są naprawdę źli. Paskudne charaktery, złe zamiary, żadnych skrupułów czy litości wobec dzieci.
Kwintesencją jest postać głównego bohatera, czyli Franka Behra - prywatnego detektywa. Musi być koniecznie poraniony, z przeszłością, ze zwichrowanym charakterem. I jest. A mimo to da się go polubić, da się sekundować mu w wysiłkach. I wcale nie jest super bohaterem. Popełnia pomyłki, nie przewiduje ruchów porywaczy, jest bardzo ludzki w swoich działaniach.
Polecam tę książkę miłośnikom Cobena - podobny styl - szybka akcja, dużo dialogów, ale bez przesady, Levien pisze moim zdaniem nieco lepiej, bo ja na przykład za Cobenem nie przepadam, dla mnie jego książki zbyt przypominają skomplikowane scenariusze, dla mnie tam jest za szybko. Levien stonował akcję, jest czas na poznanie przeszłości bohaterów, na wgryzienie się w ich problemy, na zastanowienie nad ich postępowaniem.
Wg mnie ta książka jest bardzo dobrym początkiem ciekawego cyklu. Może nie nazwałabym jej "Mrocznym Thrillerem", jak to stoi na okładce, ale bardzo dobrą sensacją na pewno.
I ostatnia już uwaga - tyle tych cytatów na okładce - z przodu, z tyłu, na skrzydełkach, że oczopląsu można dostać. Książka wygląda jak choinka bożonarodzeniowa. Wystarczyłby jeden, góra dwa, żeby zachęcić.