Większość z nas, Polaków, zainteresowała się twórczością Maria Vargasa Llosy dopiero w 2010 roku, kiedy został laureatem literackiej nagrody Nobla. Wcześniej, dla wielu z nas było to nazwisko obce i niedocenione. I ja nie jestem tu wyjątkiem, przyznaję. Ale postanowiłem naprawić swój błąd, i niecały rok później w moje ręce weszła najnowsza wtedy powieść autora, "Marzenie Celta".
Nie mniej, przeczytać "Marzenie" było czymś za mało - wszak nie za tą powieść Llosa dostał Nobla. A dostał on ją, jak to ujmuje noblowski komitet, za "odwzorowanie struktur władzy i stanowcze obrazy indywidualnego oporu, buntu i porażki". Postanowiłem zatem przeczytać książkę z wcześniejszego okresu twórczości autora, która odpowiadałaby temu opisowi. Po zapoznaniu się ze streszczeniem kilku powieści na wikipedii, sięgnąłem po "Gawędziarza", wydanego w 1987 roku.
"Gawędziarz" jest typem powieści, którą w zasadzie nie da określić się w jednaki sposób. Przeplatają się w niej dwie całkiem różne historie, jakby były to dwie różne powieści, i to różnego gatunku. Osią fabuły jest postać Saula Zarutasa - przyjaciela Maria z czasów studenckich. We wstępie dowiadujemy się, co było impulsem do spisania jego losów. Podczas wizyty pisarza we Włoszech, zwiedza on wystawę fotograficzną dotyczącą amazońskiego plemienia wędrownego, Macziguengów. Fotografie wybudzają u autora wciąż żywe wspomnienia o dawnym przyjacielu. Saul Zarutas, Żyd studiujacy antropologię, w czasie wakacji udał się w wyprawę do przyjaciół żyjących w głębokiej peruwiańskiej amazonii. Tam pierwszy raz napotyka się na wspomniane przed chwilą plemię, które zgodnie z wiekową tradycją, nieustannie wędruje. Odkrywając istnienie Macziguengów, Saul odkrywa własne przeznaczenie, a może nawet osobowość. W kolejnych rozdziałach autor rysuje nam dokładną sylwetkę i charakter swego przyjaciela, który do końca studiów coraz to bardziej zagłębia się w znajomość kultury dzikiego plemienia. Wraz z tą znajomością, narasta w nim gniew do instytutu lingwistycznego z miasta Lima, który jego zdaniem, pod szyldem badań i chrystianizacji, niszczy kolejne plemienia - ich kulturę, język, a nawet sposób życia. Powstawanie kolejnych miast i rozwój cywilizacji sprawia, że tubylcy Amazonii zmieniają te nawyki, które istniały w ich tradycji od wieków, a wreszcie tracą własną odrębność etniczną i integrują się z pozostałą ludnością Peru. Co więcej, Saul zaczyna uznawać wyższość kultury dzikiej nad cywilizowaną. Próbuje udowodnić innym, że rządzący się prawami natury Macziguengowie, są bardziej naturalni i ułożeni niż my, czyli ludzie cywilizowani. Nawet te elementy ich życia, jak zabijanie niepełnosprawnych dzieci, czy rytualne samobójstwa, uznaje za przejaw wyższej świadomości życia. Należy też wspomnieć, że w rozdziałach dotyczących Saula Zarutasa, autor wybiega też we własne wspomnienia, stanowiące swoisty wątek autobiograficzny.
Każdy rozdział opowiadany przez autora, odnoszący się do jego wspomnień, przeplatany jest rozdziałami stylizowanymi na gawędę. Nieznany nam narrator, opowiada w nich przeróżne legendy plemienia Macziguengów. Co ciekawe, lud ten nie posiada żadnego kanonu wierzeń i symboli. Poszczególne wydarzenia, znane ogółowi plemienia, każdy może interpretować na własny sposób, i różnie je opowiadać. Osobą, która zajmuje się interpretowaniem i opowiadaniem tych legend jest właśnie tytułowy Gawędziarz. Wędruje on z wioski do wioski, by przez kilka godzin, i to bez ustanku, przekazywać swoją wersję starych legend. Wplata w nie także własne przeżycia i przygody, również tłumacząc je na bazie wierzeń plemiennych. Dla Gawędziarza, każde wydarzenie jest swego rodzaju walką dobra ze złem, usobianych przez złego ducha Kamagariniego z jego zastępami demonów. Nic nie dzieje się bez ich przyczyny. Z historii Gawędziarza nie płynie żaden morał, może oprócz jednego, które stanowi główne założenie religii Macziguengów - żeby we wszechświecie istniał ład, lud musi nieustannie wędrować.
Ta powieść Llosy z pewnością nie należy do łatwych książek, i też nie czyta się jej łatwo. O ile rozdziały autobiograficzne są dla czytelnika czytelne i zrozumiałe, to rozdziały Gawędziarza mogą stanowić problem. Myślę, że nie można obarczać o to winą kunsztu literackiego autora. Jak sam wyznaje, bardzo zależało mu, by odwzorować styl mówienia prawdziwego Maczigueńskiego gawędziarza. W wyobrażenia autora, właśnie tak musiało to wyglądać. Nie mniej, czyta się to trudno. Gawędziarz przeskakuje z tematu na temat, często ciężko się nawet połapać, kiedy mówi już o czymś nowym. Używa języka wprost przepełnionego nawiązaniami do wierzeń plemienia. Warto by zrobić sobie jakieś drobne notatki, wypisać podstawowe pojęcia tej mitologii. Ta powieść nie zaciekawi każdego. Na pewno będzie dobra dla kogoś głęboko zainteresowanego kulturą dziką, dla przeciętnego czytelnika będzie to tylko męczący potok słów. Nie ma tu też czegoś, co nazwalibyśmy akcją. Nawet wspomnienia autora są głównie zapiskiem rozmów, drobnych gestów i wydarzeń, z pozoru niemających znaczenia, a którym on nadaje głębszy sens.
Czy to jest powieść ukazujaca struktury władzy i jednostki buntujące się przeciwko niej? Z pewnością, postać Saula jest sama w sobie bardzo ciekawa i niezwykła, na pewno jest usosobieniem buntownika. Z drugiej strony, brakuje tutaj tych "struktur władzy", powieść jest zdecydowanie skupiona na tej buntującej się jednostce. Określiłbym to raczej jako romantyczną historię kogoś, kto zakochał się w Amazońskiej dżungli, niż kogoś, kto walczy z systemem. Taki wątek tutaj istnieje, ukazując nam, jak cywilizacja pochłania kultury dzikie, ale nie jest tu wątkiem wiodącym, jest to tylko jeden aspekt całej romantycznej historii.
Dlaczego więc warto przeczytać "Gawędziarza"? Przede wszystkim po to, by wyruszyć w podróż w peruwiańską salwę, tak bardzo nam odległą i nieznaną. Powieść daje nam szansę, by poznać sposób myślenia ludzi, jakich określamy mianem "dzicy". Możemy poprzez tę książkę zrozumieć ich odrębne zachowania, co wydają się nam tak dziwne i niezrozumiałe, i spojrzeć na "dzikiego" jak na równego nam człowieka, który też potrafi głęboko myśleć, ino ułożył sobie życie inaczej niż my. Powieść zrównuje ze sobą "dzikich" i "cywilizowanych", zatapia różnice między tymi dwoma pojęciami, i udowadnia nam, że w gruncie rzeczy też jesteśmy wielkim plemieniem, a nasze zachowania również potrafią być dziwne, niezrozumiałe i niemoralne. Powieść w bardzo szczegółowy sposób pokazuje życie plemienia Macziguengów, wręcz powiedziałbym fachowo, naukowo. Dla kogoś, kto chce sobie przybliżyć postać autora, będzie stanowiła źródło cennych o nim informacji. No i wreszcie, jest to po prostu ciekawa historia, warta by się z nią zapoznać. Warto się przekopać przez trudną terminologię i styl mówienia Gawędziarza, ale odradzam, jeśli ktoś nie lubi, gdy rzecz pisana jest ciężkim językiem. Tekst jest głęboki, nie ma w nim akcji. Te dwieście parę stron czyta się bardzo długo! A gdyby ktoś był zdeterminowany, by przeczytać coś z dorobku noblisty Llosy, a zniechęciłem go do tej powieści, odsyłam do wspomnianego na początku "Marzenia Celta", powieści sporo dłuższej, lecz znacznie łatwiejszej od "Gawędziarza".