Maggie Stiefvater to młoda kobieta, której pasją jest pisanie książek. W ten właśnie sposób zarabia na życie. W Polsce ukazała się niedawno jej najnowsza powieść „Drżenie”. W 2009 roku napisała jednak inną książkę, młodzieżową, pt. „Ballada”, która w Polsce wydana została w 2011 roku przez wydawnictwo Illuminatio.
Książka jest kontynuacją „Lamentu”. W tej części głównym bohaterem jest James, przyjaciel Dee. Oboje uczą się teraz w muzycznej szkole, dla nastolatków z niesamowitymi zdolnościami parapsychologicznymi. Czas wypełnia im głównie nauka. James i Dee odsunęli się od siebie. Oboje czują z tego powodu dyskomfort, ale żadne z nich nie jest w stanie tego przezwyciężyć. Czują się też obco w nowym miejscu. Ciążą im wspomnienia z ostatniego lata. Co gorsza, James zdaje sobie sprawę, że czyha na niego kolejne niebezpieczeństwo w postaci uroczej dziewczyny, która chce zawrzeć z nim pakt dający jej w posiadanie jego duszę. Chłopak jest jednak silny, choć nie na tyle, by nie poczuć fascynacji piękną nieznajomą. Odsuwa go to jeszcze bardziej od Dee, która wpada w tarapaty. Czy chłopak dokona właściwego wyboru i pomoże odpowiedniej osobie?
James mnie zaskoczył. W poprzedniej części miałam wrażenie, że jest nieudacznikiem zakochanym w swojej najlepszej przyjaciółce. Teraz, gdy poznałam go bliżej zauważyłam, że jest interesującym chłopakiem, nieco aroganckim i zbyt dumnym, a przy tym jeszcze ironicznym i pyskatym. Za to Dee, która w poprzedniej części była silna i odważna, teraz ciągle płacze.
Historia jest ciekawa, chociaż mniej wciągająca niż w poprzedniej części. Do przewidzenia było wiele rzeczy, chociaż autorka potrafiła mnie też zaskoczyć parę razy. Bardzo podobało mi się wprowadzenie nowych postaci, z czego nauczyciel Jamesa od literatury jest moim faworytem. To mężczyzna z przeszłością, który odegra większą rolę w powieści, niż ktokolwiek przypuszcza.
Język książki jest lekki i swobodny. Nie ma tu już udziwnień jak w poprzedniej części. James mówi ładnie, składnie i na temat. Nawet jego narracja potrafi być uszczypliwa, nie tylko wypowiedzi. Nie okazuje zbyt dużo uczuć, co osobiście uważam za wielki plus. Dodatkowo powieść ma dość dużą liczbę wyjaśnień nazw obcych, bo ułatwia zrozumienie treści.
Książka ma zupełnie inny podział niż „Lament”. Nie ma tu rozdziału na części, lecz tylko na coś w rodzaju rozdziałów pisanych z dwóch perspektyw: James i Nuali, jego tajemniczej prześladowczyni. W obu przypadkach język nieco się różni, narracja jest pierwszoosobowa. Dodatkowo gdzieniegdzie wprowadzone zostały grafiki przedstawiające telefon Dee z niewysłanymi do Jamesa sms. Można odnieść wrażenie, że głównych bohaterów książki jest troje.
Brak tu również pięknych grafik jak w poprzedniej części. Okładka jest czarna, z głową chłopaka i czerwonym napisem. Prosta i przyciągająca wzrok. W środku tylko strona tytułowa ma piękne ozdobniki. W czasie narracji zdarzają się motywy, które rozdzielają dwie sceny od siebie, ale są one dość skromne w porównaniu z tym, co pamiętam z „Lamentu”. Z nowych rzeczy – każdy rozdział poświęcony opowieści Nuali zaczynał się od cytatu.
Niestety książka zawiodła mnie pod względem redakcyjno-korektorskim. Pominę już kwestię interpunkcji, gorzej, że zdarzały się literówki, słowa miały poprzestawiane litery, a czasem wyrazy były połączone. Na dodatek na kilku kartkach zmieniła się czcionka w trakcie opowieści, co nie wynikało z przemyśleń, czy cytatu, lecz z pomyłki.
Książka to dobry przykład nowości – autorka sięgnęła po wierzenia Irlandczyków, nadała temu piękny ton muzyki irlandzkiej, wprowadziła fantastyczne postacie. Typowo młodzieżowa powieść niesie ze sobą kilka ciekawych przesłań. Wybór między dobrem a złem to tylko jedno z nich. Autorka zwraca uwagę na siłę przyjaźni, miłości, trudności z zaufaniem drugiej osobie, wyobcowanie w nowym środowisku i oddanie. Poza tym trochę zepchnięty na pobocze, ale widoczny wątek śmierci, utraty bliskiej osoby i cierpienia po tym jest moim zdaniem warty uwagi.
Nie straciłam czasu, czytając „Balladę”. Historia podobała mi się mniej, niż jej pierwsza część, ale nie oznacza to że nie podobała mi się wcale. James okazał się interesującą osobą i chociażby dla niego warto sięgnąć po tę książkę.
Komu mogę ją polecić? Myślę, że tym, którzy czytali „Lament”. Bez zapoznania się z poprzednią częścią raczej trudno będzie zrozumieć, o co teraz chodzi. Seria na pewno spodoba się nastolatkom, bo opowiada o wielu ważnych sprawach, trudnych wyborach i nieszablonowej miłości. Polecam. Miła lektura na ciche popołudnie (ostrzegam jednak: jak już się wciągniecie, nie można się oderwać!).