W życiu bywa tak, że bardzo często kierujemy się w nim znanym przysłowiem „kto się czubi, ten się lubi”, czytając książkę Małgorzaty Piotrowskiej, przychodziły mi na myśl same stare prawdy, a mianowicie także ta, że od nienawiści do miłości czasem wystarczy jeden krok. Debiut Małgorzaty Piotrowskiej pod tytułem „Bad boys go to hell” jest pozycją dla młodych, może i nastoletnich czytelników, którzy wciąż pamiętają szkolne czasy, pierwsze miłostki. Jest to jedna z powieści, które cieszą się popularnością na Wattpadzie.
Zawsze powtarzam, ile ludzi tyle charakterów, ich kumulacja czasami przysparza negatywnych emocji. Nie każdy potrafi się porozumieć z każdym człowiekiem. Nie wszyscy muszą przecież darzyć się bezgraniczną sympatią, z reguły ludzie starają się siebie tolerować, chociaż nawet to może przyjść im z trudem. Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami z pewnością byłoby na świecie nudno i niemrawo. Tak, samo jak jesteśmy zdolni do odczuwania miłości, tak samo łatwo przychodzi nam uczucie nienawiści.
Nienawiść jest uczuciem negatywnym, pełnym wrogości, dlatego też obiekt takich emocji staje się kimś, kogo za wszelką cenę staramy się unikać, inaczej zetknięcie się z takim człowiekiem przynosi negatywne w skutkach sytuacje. Doskonale zdajemy sobie sprawę tego, że czasami to jest silniejsze od nas i zamiast się zamknąć, zignorować, czy odejść, skaczemy sobie do oczu jak koguty. Nienawiść potrafi być na tyle silna, że czas się jej nie ima, niechęć pielęgnowana ze szkoły, przyjmuje swoje odniesienie także w nastoletnim czasie. A co jeśli to negatywne uczucie ma podłoże w czymś zupełnie nieoczekiwanym? Może wystarczy dać człowiekowi szansę i okaże się, że jest zupełnie innym człowiekiem niż początkowo przypuszczaliśmy? Dawny wróg może stać się bardzo dobrym przyjacielem, a dawne niesnaski potrafią się przeobrazić w silną relację, którą nie tak łatwo będzie złamać, albo zniszczyć. Co otrzymamy w powieści? Czy debiut Małgorzaty Piotrowskiej przypadł mi do gustu?
Główną bohaterką książki „Bad boys go to hell” jest Olivia Cooper, która pomimo młodego wieku w żadnym wypadku nie zasługuje na miano szarej i nijakiej postaci. Nie ważne, czy facet jest przystojny, ale jeśli zachowuje się niewłaściwie, bohaterka nie ma zamiaru w żadnym wypadku udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Nie narzuca się mu, nie ukazuje przesłodkiej sympatii, która nie powinna mieć miejsca. Olivia Cooper nie jest popychadłem, jest dziewczyną, która wie, czego chce. Nie zawsze zachowuje się rozważnie, emocje bywają złym doradcą i w żadnym wypadku nie ułatwiają żadnej sytuacji, a wręcz są w stanie ją drastycznie pogorszyć. Olivia bywa agresywna, wybuchowa i nie daje sobą pomiatać.
Głównym bohaterem jest Michael Carter jest to uroczy chłopak, który potrafi dopiec, komu trzeba, mam tutaj na myśli Olivię, bo przecież o to tutaj chodzi w ich relacji. Wraz z rozwojem negatywnych emocji dowiaduje się, że potrafi być podstępny, złośliwy, nieprzewidywalny. Coś ewidentnie go pcha w stronę panny Cooper, tylko czy faktycznie to jedynie nienawiść?
Bohaterowie znają się od dzieciństwa, od zawsze łączy ich nienawiść, nie było chwili, aby nie wykonali ku sobie jakiegoś gestu, jednak on musiał ukazywać ich wzajemną antypatię. Ta napięta sytuacja się zmieniła, kiedy bohaterka opuściła miasto wyjeżdżając do szkoły z internatem. Nie trwało to wiecznie, a jej powrót z pewnością dla chłopaka był czymś nieoczekiwanym. Podczas ich pierwszego spotkania, Michael nie rozpoznaje jej, zmieniła się przez ten czas i pozbyła aparatu na zęby. Stała się, a właściwie zawsze była atrakcyjną dziewczyną tylko teraz wyraźniej zostało to zaakcentowane. Zniknęła brzydkie kaczątko, a pojawiła się piękny łabędź. Kiedy oboje odkrywają, kim tak naprawdę są, powracają wszystkie negatywne emocje. Pomimo atrakcyjności, która w pewien sposób ukazała tą dwójkę w innym, zupełnie nowym świetle, są tak uparci, że trudno im będzie się porozumieć, problemem jest to, że będą musieli zamieszkać ze sobą pod jednym dachem. Do czego to doprowadzi? Czy dom, rodzina i oni sami przetrwają to wszystko? Czas pokaże i kolejne rozdziały książki.
„Bad boys go to hell” jest powieścią New Aldut, która bazuje na poczytnym i popularnym motywie hate- love, nie miałam okazji czytać jej skrupulatnie, kiedy ukazywała się na Wattpadzie, ale ją kojarzyłam. Co ją cechuje? Jak dla mnie przede wszystkim humor, który sprawiał, że mogłam się oderwać od kłopotów i w jakiś sposób odsapnąć od dnia codziennego. Zawsze podkreślam, że nie boję się debiutów i w jakiś sposób są dla mnie miłym odkryciem, czasem ciekawego autora, historii, a czasem spaleniem. Małgorzata Piotrowska rozrysowała historia młodych bohaterów, ostatnich klas liceum, pomimo, że znali się od dawna, od czasów dziecięcych, nigdy nie potrafili znaleźć ze sobą nicy porozumienia. Każdy ich gest, był nienawistny, dokuczliwy, więc jaka mogła być ich przyszłość? Los bywa przewrotny, zaskakujący, potrafi połączyć ze sobą bohaterów, nawet, jeśli ci sami, woleliby się omijać szerokim łukiem. Pomimo tego, że mijający czas powinien sprawić, że negatywne emocje opadną, sami powinni być doroślejsi i być może zdystansowani do dawnego życia, łatwiej jest powiedzieć niż zrobić.
„Bad boys go to hell” koncentruje się więc na relacji głównych bohaterów, ich problemach, perypetiach, które będą na ich spadać. W książce autorka postanowiła nie koncentrować się na długich opisach, a bardziej dialogach. Chemia między bohaterami była dla mnie wyczuwalna, Olivia i Mike poprzez te wszystkie nienawistne zachowania ukrywali wzajemną adorację, tak przynajmniej mnie się wydawało. Książka Małgorzaty Piotrowskiej jest powieścią zabawną, słodką, w której znajdziecie charakternych bohaterów, a przede wszystkim będziecie się świetnie bawić i odpoczywać.