Milaczek (2008, wznowienie 2013)
kategoria: literatura współczesna
liczba stron: 264
cena: 33,90 zł
wydawnictwo: FILIA
ocena: 9/10
„- Mam siostrzenice.
Dentysta uniósł brwi.
- Mądra, ładna. I dobra dziewczyna. – Wyjęła komórkę z torebki.
- Pisze pan? Milaczek, 502… – Podała numer dwa razy. – Ma pan doktor?
Pan doktor miał […] i postanowił, że jak coś z tego wyjdzie, następną plombę pani Zofia będzie miała za darmo.”[1]
BABA HALO, BABA NIEHALO
Magdalena Witkiewicz podbiła moje serce. Teraz mam wrażenie, że będę chodzić z takim siniakiem przez wieki. Ale nie mam jej tego za złe… Bo to, co przeżywałam, czytając jej powieści, nie da się zmieścić w żadnej recenzji. Nawet jeśli spróbowałabym ją napisać na kilkadziesiąt stron… A „Milaczek” to kolejny dowód na to, że mamy w Polsce dobrych autorów. Książka, sama w sobie, jest specyficzna. I jak to w życiu bywa, będzie miała zarówno swoich zaciekłych fanów, jak i zagorzałych wrogów. Ja jednak zaliczę siebie do tej pierwszej grupy.
Bohaterką książki jest Milena, która w swojej szafie ma gamę ubrań od rozmiaru 38 po rozmiar 46. Jak prawie każda kobieta ma swój życiowy cel, którym jest znalezienie tego jedynego. Niekoniecznie musi to być druga połowa jabłka. Może być też pomarańcza. Albo chociaż mandarynka. Wystarczy by ją kochał. I żeby ona jego kochała. A reszta jakoś się przecież dopasuje. Milena ma w sobie pewien rodzaj naiwności, który wyłazi z kobiet za każdym razem, gdy jakiś mężczyzna zawróci nam w głowie. Ale w tej swojej naiwności jest urocza i udowadnia wszystkim wokół, że potrafi zadbać o siebie w życiu. Ponadto zaskoczył mnie jej upór i to z jakim przekonaniem dążyła do tego by być szczuplejszą. Może być przykładem dla niejednej z nas, ponieważ porażki, których doświadcza nie łamią jej kręgosłupa. One go wzmacniają.
Jest i też ciocia Zofia. Bogata wdowa, która nie ma własnych dzieci. Dlatego też Milenkę traktuje jak córkę i chce by dziewczyna w końcu była szczęśliwa. Sama ciocia Zofia jest jak wulkan. Nie wiadomo kiedy wybuchnie… Na pokładzie znajduje się również Bachor, który stał się moją ulubioną postacią w książce. Jej pomysły i teorie spiskowe doprowadziły mnie do łez. Aż trudno uwierzyć, że w tak krótkim czasie zżyłam się z tą małą Paskudą.
Phil Bosmans napisał kiedyś: „Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw.” I ta książka jest trochę takim lekarstwem, który mówi, że trzeba brać to, co człowiekowi przynosi nowy dzień. Nie wolno przekreślać siebie tylko ze względu na wiek lub rozmiar tuszy. Najprawdziwsi jesteśmy w środku. I jeśli otoczenie tego nie potrafi nadal zrozumieć, to jesteśmy od nich bogatsi o to piękno, którego nie da się kupić za pomocą prezentów, makijażu, czy też rozmiaru XS.
„Milaczek” to nie tylko powieść o poszukiwaniu wielkiej miłości. To także portret samotnie wychowującego córkę ojca, który pragnie znaleźć nie tylko kobietę swojego życia, ale i partnerkę, z którą potrafiłby stworzyć dom. Bo dom, drogie Panie, a może i Panowie?, to nie tylko cztery umeblowane ściany… To przede wszystkim rodzinne ognisko, przy którym każdy domownik znajdzie miejsce dla siebie.
Kto nie czytał jeszcze „Milaczka” to ma jeszcze chwilę czasu, by dopisać go do swojej listy prezentów pod choinkę. Ja na swojej liście mam już za to kolejny tytuł… A jest nim druga część „Milaczka” o wdzięcznym tytule „Panny roztropne”. Takich książek jest mało. Dlatego warto je polecać, bo warto je czytać.
[1] Magdalena Witkiewicz, Milaczek, Wydawnictwo FILIA, Poznań 2013, s. 20
_______________________
Katarzyna Sternalska
~ eyesOFsoul ©