Zbiegi okoliczności mogą decydować o życiu, ale światem wcale nie rządzi przypadek. To co dominuje i decyduje o być albo nie być, to szybka ręka, ostry rapier i dbanie o własny cień. Tak, cień to coś, czego należy się strzec, to alter ego, w którym tkwi tajemnicza i złowroga moc. Siła, która doprowadzić może do wielu katastrof i sprowadzić wiele nieszczęść. O tym wie każde dziecko, wie również Arahorn Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora, mistrz szermierki lat 32. Kim jest Y’Barratora, że przywołuję właśnie jego osobę? To artysta rapiera, a zarazem główny bohater powieści fantasy Krzysztofa Piskorskiego „Cienioryt”.
Y’Barratora wraz z mistrzem Holbranverem i drukarzem Elhandro Caminą przypadkowo wikłają się w niebezpieczną historię. Zbieg okoliczności prowadzi mężczyzn o tej samej porze i w to samo miejsce na spotkanie przeznaczenia. I w tym właśnie tkwi pułapka, bo każdy z bohaterów (lub jego wysłannik), pomimo umówionego spotkania natyka się na zupełnie inną postać od tej, której wyszedł naprzeciw. Tak rozpoczyna się przedziwna przygoda, w której zło walczyć będzie ze złem, a wszystko kręcić będzie się wokół zagadkowego cieniorytu króla, stworzonego przez Holbranvera. Cieniorytu pożądanego przez przeróżne piekielne postacie i nadprzyrodzone siły oraz ludzi spragnionych władzy.
Krzysztof Pisorski stworzył powieść fantasy, osadzoną w konwencji płaszcza i szpady. Można nabrać takiego wrażenia, śledząc język, postacie, zdarzenia. Autor splótł ze sobą losy bohaterów, obmyślił wyrafinowane intrygi, by wzbogacić akcję. Pojedynki w ciemnych zaułkach, porwania, knucie intryg. Oto, z czym na dzień dobry spotyka się czytelnik. Od razu do głowy wpada myśl, że to co może wydarzyć się za chwilę, jest całkowicie nieprzewidywalne i z całą pewnością powali na kolana. Zwroty akcji są tak częste, że można z tych kolan się nie podnieść, bo autor ciągle wprawia w osłupienie, konstruując następną akcję.
„Cienioryt” czyta się znakomicie, głównie dzięki niebanalnej intrydze i ładnemu językowi. Dla mnie dużym atutem jest niewątpliwie dowcip, często cięty niczym rapier Y’Barratory. To wyjątkowo soczysta mowa w wyjątkowo soczystej powieści. Częste zwroty akcji, szaleńcze tempo, zaskakująca fabuła, czynią z powieści Piskorskiego, zaskakująco dobrą pozycję.
Strzec się należy jednego: sama konstrukcja Cieńprzestrzeni, na której osadzona została cała powieść, wizja alternatywnych światów, to mocno zagmatwana i zapętlona struktura. Paradoksalnie, pomimo że dla mnie miejscami była średnio zrozumiała i mało klarowna, stawała się tym ciekawsza, bo bardziej tajemnicza. Podchodząc do lektury „Cieniorytu” należy zatem włożyć w nią maksimum skupienia, a powieść odwdzięczy się dużą ilością pozytywnych doznań z czytania.
Książka zaskoczy was wielokrotnie. Językiem, konstrukcją, fabułą. Już sam narrator, tajemniczy świadek wydarzeń, osobnik mocno zaangażowany w historię, będzie intrygował i przywodził pytanie, co zacz za jeden. A to tylko jedna z zagadek, które obmyślił Krzysztof Piskorski, by nadać powieści niebanalnego smaku.
Na koniec, jeszcze jedna uwaga. Powiedzenie bać się własnego cienia, nabiera tu zupełnie nowego znaczenia. Strach się bać. Strach się też nie bać! Polecam.