Zupełnie nie wiem czemu, ale rozpoczynając przygodę z Dziennikiem Marii Antoniny, oczekiwałam sporych pokładów erotyzmu. Było dla mnie niejako jasne, iż Antonina musi zdradzać swego dość nieapetycznego małżonka i choć oczywiście jakieś romanse w powieści zostały ukazane, nie spełniły moich oczekiwań. Królowa okazała się osobą dobrą i wrażliwą. Była prawdziwą towarzyszką życia swego męża Ludwika.
Pochodząca z Austrii królowa, nie dość dobrze czuła się pośród francuskich obyczajów i tamtejszej elity. Bycie delfiną Francji nie leżało w jej marzeniach. Wprost przeciwnie – młodziutka, bo zaledwie 14 letnia dziewczyna nie chciała opuszczać rodzinnych stron. Starała się jednak żyć w zgodzie z tym, co zostało jej dane odgórnie. Zaprzyjaźniając się z ojcem Ludwika, zyskała poparcie najważniejszej osoby w państwie. Chociaż lud nowego kraju polubił ją, czasami trudno jej było porozumieć się z sobą samą. Była zdecydowanie zbyt młoda, by rozumieć życie, by w niedalekiej przyszłości rządzić potężną Francją. Także i jej małżonek niewiele wiedział o życiu, w dodatku usilnie starał się nie dopuścić do własnej koronacji. Ludwik nie wyobrażał sobie siebie w tej roli. Podobnie nie widział siebie w roli ojca, toteż jego małżonka nierzadko słyszała uszczypliwe komentarze ze strony braci męża czy po prostu z ust otaczających ją dam i służby. Powodem nie posiadania dziecka, nie była jednak niepłodność, czy jakakolwiek inna przyczyna medyczna a zwyczajnie brak stosunku pomiędzy młodymi. Sama delfina niewiele też o poczęciu dziecka wiedziała. Pamiętała jedynie słowa o szpadzie, wypowiedziane jej przez brata Józefa. To jednak było sporo za mało.
Ciekawie autorka opisuje starania delfiny, które miałyby sprowokować jej męża do poczęcia następcy tronu, jak i późniejsze porody, kiedy dokoła rodzącej gromadziły się dziesiątki, jeśli nie setki osób. Narodziny Marii Teresy Charlotty, stały się prawdziwym widowiskiem i choć obecność tych wszystkich, dla samej rodzącej była kłopotliwa, była także i konieczna – by nikt nie śmiał powiedzieć, że prawdziwe dziecko np. zmarło, zaś pokazane narodowi niemowlę, jest dzieckiem kogoś innego. Podobnie interesująco opisuje Carolly Erickson narodziny następcy tronu oraz jego późniejsze, chorowite życie. Autorka miejscami potrafi wprowadzić czytelnika w doskonały nastrój. Potrafi sprawić, iż odbiorca jej treści czuje się widzem życia rodziny królewskiej.
Książka ta jednak nie tylko ukazuje szczęśliwe momenty, czy też chwile zapomnienia królowej. Widzimy tu także i zmagania z nieczułym losem, kiedy w państwie zaczyna dziać się źle, kiedy Ludwikowi zaczynają grozić śmiercią. Za przyczynę szerzącego się zła oraz deficytu z budżecie państwa, uznano Marię Antoninę, która niejako nie zauważała, iż pieniądze wydane na jej fanaberie, na budowę wioski w fatalnym miejscu czy na ukochane bale, nie namnażają się. Ludność dość szybko zaczęła dążyć do jej obalenia a jedyną spoza rodziny osobą jej przychylną, stał się młody kochanek. Książka ukazuje ją jako kobietę dobrą, wierną i przede wszystkim oddaną swoim dzieciom: Marii Teresie Charlotcie, Ludwikowi Józefowi, Ludwikowi Karolowi i Zofii Helenie Beatrycze, ale również widzimy ją jako kompletnie nieudolną władczynię. Jako kobietę znaną później tylko jako więźniarka numer 280.
Ericsson dość wiernie oddała prawdziwe życie francuskiej królowej i jej bliskich, choć w książce, w wielu miejscach napotykamy na w całości fikcyjne momenty.