„Namaluj mi anioła” to już moje trzecie spotkanie z twórczością Małgorzaty Lis, polskiej pisarki, nauczycielki historii i historyka sztuki.
Główną bohaterką powieści jest Angelika, dziennikarka, która pewnego dnia dostaje służbowe polecenie napisania artykułu o malarzu z Podlasia, który tworzy obrazy z aniołami. Obrazy te podobno mają moc uzdrawiania. Kobieta jest raczej sceptycznie nastawiona do wiary, dlatego nie jest zadowolona z tego pomysłu. Nie podoba jej się również fakt, że musi jechać do Siemianówki, która w jej odczuciu leży na końcu świata. Decyduje się jednak to zrobić. Podczas podróży z opresji ratuje ją pewien nieznajomy, którego potem spotyka w Siemianówce. Kim jest Gabriel? Czy spotkanie tego mężczyzny zmieni coś w życiu Angeliki? Kim jest Serafin, malarz, o którym kobieta pisze artykuł? Czy naprawdę jego obrazy mają moc odmieniania ludzkiego życia? Jaka historia kryje się za obrazem anioła, który wisi w kawalerce Angeliki?
Ponieważ znam już trochę twórczość Małgorzaty Lis, wiem mniej więcej czego się spodziewać. Mimo to każda kolejna książka autorki mocno mnie zaskakuje. Jedno się nie zmienia. „Namaluj mi anioła” podobnie jak pozostałe powieści autorki również jest bardzo wartościową, pouczającą publikacją, która zmusza czytelnika do refleksji i zostawia go z ważnym przesłaniem. Warte podkreślenia jest to, że autorka jest tak blisko prawdziwego życia w swoich powieściach, jak to tylko możliwe. „Namaluj mi anioła” to powieść nie tylko o miłości, ale też o śmierci i stracie. W żadnym wypadku nie jest przesłodzona, dotyka bolesnych spraw, które dotyczą każdego z nas. Porusza istotne tematy, wśród których wymienić można zdradę, umiejętność wybaczania innym, ale też sobie, próbę pogodzenia się z przeszłością. Mówi też o nieuleczalnej chorobie i o wszystkim, co się z tym wiąże. Przekonuje, że wszystko dzieje się po coś. Daje nadzieję i pocieszenie w trudnych chwilach. Pokazuje, że wokół nas są anioły, nie te z obrazów, ale osoby gotowe nas wesprzeć, w każdym momencie życia podać pomocną dłoń.
Oprócz wartościowych przemyśleń, których jest w książce sporo, wyróżnia tę pozycję również ciekawa, wciągająca historia. Z jednej strony mamy Angelikę, dziennikarkę, która jest daleko od wiary, a o cudach ma pisać artykuł i Gabriela, który przypadkowo zjawia się w jej życiu i zaczyna w nim mieszać. Z drugiej jest Serafin – malarz cudownych, podobno uzdrawiających obrazów, jest rodzinna tajemnica. Angelika nie ma pojęcia, że z aniołem, którego wizerunek wisi na ścianie jej kawalerki, wiąże się przejmująca i dramatyczna historia miłosna, sięgająca nieznanych jej czasów stanu wojennego. Nie spodziewa się też, że ta historia będzie miała swój dalszy ciąg, do tego w miejscu, do którego tak bardzo nie chciała jechać, w Siemianówce, małej podlaskiej wiosce. Opowieść stworzona przez autorkę jest spójna i napisana pięknym, pozbawionym wulgaryzmów językiem. Po brzegi wypełniona emocjami potrafi wzruszyć, ale też rozbawić, a na pewno pozostawia w sercach czytelników ciepło i spokój. Akcja nie pędzi, ale też się nie wlecze, jest odpowiednio wyważona. Losy bohaterów powieści śledzi się z dużym zainteresowaniem, tym bardziej, że każda z postaci wypada tu niezwykle autentycznie. To są zwyczajni ludzie, których życie jest mieszaniną wzlotów i upadków. Bohaterowie mają wiele zalet, ale mają też wady. Nie są krystaliczni, co czyni ich bardziej wiarygodnymi. Łatwo jest uwierzyć w ich historię. Najbardziej za serce ujęła mnie postać Serafina, jego dobroć, ciepło i życiowa mądrość. A jego trudne losy na długo pozostaną w mojej pamięci.
„Namaluj mi anioła” to książka niezwykła. Ciepła, poruszająca, dająca do myślenia, dojrzała i przede wszystkim prawdziwa. To kolejna książka autorki, która w nienachalny sposób przekazuje uniwersalne wartości. Może być dla kogoś pocieszeniem, wskazówką, a nawet pewnego rodzaju drogowskazem. Serdecznie polecam!
We współpracy z Wydawnictwem eSPe.