Azrael to w islamie anioł śmierci. Choć rzecz nie traktuje o islamie. W notce wydawcy o tym e-booku czytamy, że pozycja reprezentuje klimaty zbliżone do Stowarzyszenia Umarłych Poetów. I daje nadzieję, że zakończenie zaskoczy czytelnika. Przeczytałam już kilka e-booków i ten został napisany najlepiej.
Jest to debiut Katarzyny Woźniak. Opisuje kilka epizodów z życia chłopców w internacie o zaostrzonym reżimie. Narratorem jest jeden z chłopców, choć przez całą powieść nie mogłam się pozbyć wrażenia, że opowiada dziewczyna i to dziewczynka dobrze ułożona, akuratna, taka co to pije herbatę z filiżanki, a do obiadu zakłada pod szyję serwetkę, i kołnierzyki lubi białe; robione na szydełku, dopinane do swetra
Chłopcy są nieszczęśliwi. Mają fatalne życie. Są ciemiężeni przez los niemiłosiernie. Nikt ich nie rozumie. Nikt ich nie kocha, oni w odwecie także świata nie darzą uczuciem pozytywnym. Dyrektor świnia, woźny, jak mu zawieje, nauczyciele zastraszeni. Zimno, wilgotno, odrażająco. Do czasu, aż się pojawia człowiek-anioł, nauczyciel polskiego. Obdarzony wiedzą, ale również intuicją, empatią, sprytem a jakże, humorem i spokojem grabarza. Darzą się sympatią obopólną, chłopcom zaczyna się chcieć, dostrzegają światełko w tunelu.
Jednak dochodzi do tragedii, główny bohater traci przyjaciela, który ginie od noża kolegi. Nie jest to zaskoczeniem, bo autorka prawie na każdej stronie dawała czytelnikowi znaki, że Daniel na pewno umrze. Najpierw go gloryfikując i ścieląc drogę sukcesami, by potem go ciach! Jak w prostym, schematycznym filmie.
Historia jest smutna. Myślę, że została napisana, jako hołd Danielowi, mam wrażenie także, że jest to prawdziwa historia, a Andrzejewski przestrzegał, by nie opowiadać prawdziwych historii, jeśli się jest pisarzem bądź się pragnie nim zostać. Ludzie chcą historii, które niosą ze sobą pozór prawdy, ale na Boga nie prawdziwych. Od prawdy są dziennikarze, pisarze tworzą fikcję, a fikcja to coś zmyślonego.
Styl jest okropnie poprawny, jak z wypracowania wzorowej uczennicy. Wszystko jest wytłumaczone po kilka razy, przez to rozwleczone i nudne. Napisane „bez jaj”. A dla męskiego narratora to duże potknięcie. Chłopcy tak nie mówią, nie używają słów: jednostka, materiał wychowawczy, rześki tlen, deliberacje. Istnieją tam też zwroty typu: pełen pewności siebie, albo kradzież na tle pragnieniowym, co mogłoby być nawet żartobliwe, gdyby zostało użyte, jak należy. Zdanie „To była wyjątkowo mroźna zima”, brzmiało by lepiej, gdyby zostało napisane zwyczajnie „to była mroźna zima”. Słowo „wyjątkowa” niczego nie wnosi, nie buduje nastroju, nie daje konkretnych informacji, ale za to rozmywa. Albo „puchowe śniegowe poduchy” brzydko wygląda i brzydko brzmi. „Wiatr zataczał spirale wokół nielicznych drzew, jakby tańczył walca.” To znaczy co robił? Zdanie o niczym. Nie ma potrzeby na siłę ozdabiać wypowiedzi, albo ma się pomysł na świetne, oryginalne porównanie, albo nie, jeśli nie to lepiej trzymać się prostego języka. Fragment, w którym autorka opisuje lepienie bałwana lepiej by brzmiał, gdyby go przedstawiła w dialogach, byłby żywy.
Autorka tylko opisuje, nie pokazuje, ale opisuje i komentuje, tłumaczy. Jak akcja przyśpieszy w dialogach to zaraz zostanie przytrzymana opisem. Taki tekst wymagał werwy, mocy, szybkości. Czytelnik powinien poczuć wściekłość chłopaków, a ona została mu wytłumaczona, powinien domyślić się z działania głównego bohatera, że jest on porywczy, a nie dowiedzieć się o tym z kolejnego tłumaczenia.
Tekst wymagał dobrej korekty. Obfituje w dużą ilość słów nic nie mówiących. Słów tworzonych dla objętości. Należałoby go mocno skrócić, zrobiłby się bardziej zwarty, nie byłoby dłużyzn. I nie byłby powieścią, a opowiadaniem, ale być może dobrym opowiadaniem.
Niestety nie odnalazłam w nim klimatów, które obiecywał wydawca, i zakończenie mnie nie zaskoczyło. Było oczywiste. Na końcu autorka dużo moralizuje. Wszystkie tego typu zabiegi należałoby usunąć. Czytelnik ma sam dojść do wniosków.
Katarzyna Woźniak, jako autorka ma jednak potencjał, mimo wielu potknięć, jeśli będzie nad sobą pracować to jest w stanie napisać porządną opowieść. Warto też wziąć sobie do serca słowa J. Przybosia „ sztuka pisania jest sztuką skreślania”.