Nastał listopad, więc przyszedł czas na przeczytanie kolejnej książki w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Tym razem padło na "Studium zatracenia" autorstwa Avy Reid. Czy wybrana przez obserwatorów lektura okazała się tą, która zagości w moim sercu na dłużej? Już spieszę z wyjaśnieniem.
"Studium zatracenia" to przede wszystkim historia Effy Sayre. Studentki pierwszego roku architektury, która od zawsze wierzyła w baśnie. Nie wyglądało to jednak tak, jak u każdej małej dziewczynki, która gdy tylko zaczyna dorastać, zdaje sobie sprawę, że wszystkie bajki, które zdołała poznać za młodu, są jedynie fikcją. W tej kwestii Effy różni się od swoich rówieśników. Od dzieciństwa nawiedzają ją bowiem wizje przedstawiające Baśniowego Króla. Czy zatem jest to znak, że dziewczyna jest szalona?
Jedno jest pewne. Effy nigdy nie miała łatwego życia, a dołączenie do grona studentów prestiżowej Ilyrskiej uczelni nic nie zmieniło w tej materii. Odkąd wśród szkolnych murów, zaczęła krążyć plotka na temat jej zażyłości z jednym z profesorów, jedynym ukojeniem dla jej zszarganych nerwów jest zagłębianie się w ulubionej lekturze powieści Angharad, której autorem jest Emrys Myrddin. W swojej książce mężczyzna opowiada historię dziewczyny, która zakochuje się włąśnie w Baśniowym Królu tylko po to, żeby potem go zniszczyć.
Dzięki znajomości dzieł literackich Myrddina Effy udaje się wygrać konkurs na zaprojektowanie domu zmarłego pisarza, który został ogłoszony przez jego rodzinę. Czy dzięki temu uda jej się odnaleźć swoje przeznaczenie? Czy zrujnowaną posiadłość mieszczącą się na krawędzi urwiska da się w ogóle odbudować? Czy przebywający w Hiraeth student literatury — Preston Héloury, który za wszelką cenę pragnie udowodnić, że pisarz był oszustem, stanie się jej sprzymierzeńcem, czy wrogiem? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że po zobaczeniu okładki i przeczytaniu opisu tej historii miałam bardzo wielkie oczekiwania! Spodziewałam się dobrej, klimatycznej historii, która dosłownie zwali mnie z nóg i będzie trzymała mnie w napięciu od początku do końca. Niestety. Wykonanie, pomimo ogromnego potencjału, jaki miała ta historia, zupełnie nie trafiło w mój gust.
Z początku bardzo trudno było mi w ogóle ruszyć z czytaniem. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie fakt, że książka została wybrana do listopadowej dyskusji, najprawdopodobniej porzuciłabym ją po kilku początkowych rozdziałach. Jestem osobą, która przynajmniej w mojej ocenie, dość szybko czyta, jednak w przypadku tej konkretnej publikacji, skończenie trzech pierwszych odsłon zajęło mi dwa dni.
Styl pisania autorki był dla mnie straszliwie nużący. Ilość opisów, które w mojej ocenie nie wnosiły niczego do całej historii, przyprawiała mnie wręcz o ból głowy, dlatego w pewnym momencie postanowiłam przerzucić się z ebooka na audiobook. Czy to pomogło? Wydaje mi się, że tak, ale może była to też zasługa tego, że w pewnym momencie akcja ruszyła z kopyta i wreszcie zaczęły pojawiać się w tej historii wątki, które intrygowały i wzbudzały niekiedy skrajne emocje.
Jednym z jasnych elementów tej lektury jest niewątpliwie postać Baśniowego Króla, którego każdorazowe pojawienie się wzbudzało zainteresowanie i rozsiewało dozę tajemnicy, mroku i przede wszystkim magii, która tworzyła niepowtarzalny klimat.
Na uwagę zasługuje również wątek romantyczny, który, chociaż rozwija się bardzo powoli, sprawia, że chce się tę lekturę przeczytać do końca, aby dowiedzieć się, czy uczucie, które połączyło dwójkę bohaterów, było w stanie przetrwać nawet najgorsze momenty w ich życiu.