„Droga do sławy” to czwarty tom cyklu „Akademia Dobra i Zła”, który w założeniu miał być trylogią. Jak wypadła kontynuacja, której teoretycznie miało nie być? Czy autorowi udało się przeskoczyć postawioną bardzo wysoko po trzeciej części poprzeczkę?
Agata i Sofia, po wydawać by się mogło szczęśliwym zakończeniu, znów zostały rozdzielone. Sofia została dziekanem Akademii Zła i próbuje sprostać swoim obowiązkom, wprowadzając w szkole pewne zmiany, które niestety nie wszystkim się podobają. Agata szykuje się do ślubu. Razem z Tedrosem udaje się do Kamelotu, gdzie razem ze swoim księciem będzie próbowała przywrócić królestwu dawną świetność. Tymczasem pozostali uczniowie czwartego roku otrzymują do wypełnienia misje od Dziekan Dovey. Niby wszystko jest ok, jednak nic nie idzie zgodnie z planem. Ktoś zaczyna przeszkadzać w misjach, a życie uczniów znów jest zagrożone. Pojawia się nowy wróg, skryty za maską Węża, który wydaje się być bardziej niebezpieczny niż Rafał, a do tego rości sobie prawa do tronu Kamelotu. Agata i Sofia znów muszą ratować świat i swoich przyjaciół. Czy uda im się pokonać wroga? Kto okaże się sojusznikiem, a kto wrogiem?
Ale pilnuj się, by nie zacząć naginać prawdy tak, by pasowała do twojej wersji, zamiast zmierzyć się z nią bezpośrednio. […] W ten sposób Wąż może stać się Lwem, a Lew może zostać Wężem. Ponieważ im bardziej naginasz prawdę, tak by ci odpowiadała, tym bardziej zmienia się ona w kłamstwo, niezauważalne dla ciebie.
Trzeci tom kończył trylogię i był zdecydowanie najlepszą częścią cyklu, jaką do tej pory czytałam. I chociaż czwarta część trzyma poziom, to jednak nie udało jej się przeskoczyć postawionej przez trzeci tom poprzeczki. A ta została ustawiona naprawdę bardzo wysoko. Nie zrozumcie mnie źle, to jest dobra książka i ciekawa historia, która obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji i manipulacje, które sprowadzają czytelnika na manowce. Zabrakło mi jednak trochę klimatu Akademii, która, takie mam wrażenie, w tym tomie obecna jest przede wszystkim w nazwie, którą widzimy na okładce. Przenosimy się bowiem do wielkiego świata, który istnieje poza Akademią. I nie mówię, że to jest złe, wręcz przeciwnie, bo wiele jest w tej części nowości, a i pomysł na poprowadzenie fabuły autor miał pierwsza klasa. Jednak trochę czegoś brakuje. Tego czegoś, co nadawało ton trzem poprzednim częściom.
Wszystko się zmieniło. Wróg został pokonany, ale nie ma tak dobrze, bo na horyzoncie pojawiają się nowi antagoniści, a przede wszystkim groźny, nieustępliwy i zawzięty Wąż, który sieje postrach. Nasi bohaterowie mają więc z kim walczyć. No i wspomnianych walk nie brakuje. Autor nie oszczędza swoich bohaterów (i czytelnika również), bo znów krew się leje, a trup ściele gęsto. Wypada to dość realistycznie, bo przecież normalnie podczas takich potyczek zawsze jest ktoś, kto porządnie ucierpi. Jednak czasem utrata bohatera boli, dosłownie są sytuacje, w których zalewamy się łzami (no dobra, ja się nimi zalałam). Często bywa w powieści zabawnie, ale równie często jest wzruszająco i chce się wyć do księżyca z tej rozpaczy. Styl autora nie uległ zmianie, nadal jest bardzo dobrze, co oznacza również, że dominują w książce błyskotliwe dialogi między bohaterami. Wartka akcja sprawia, że książkę się pochłania, mimo jej dość sporej objętości. Niezmiennie autor zachwyca swoją wyobraźnią i ujęciem tematu baśni. Tak to wszystko przedstawia, tak opisuje kłamstwo, że zaczynamy wierzyć, że to my jesteśmy w błędzie, a to kłamstwo to od zawsze była prawda. Właśnie o prawdę i kłamstwo chodzi w tym tomie. Autor pokazuje, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” i w zależności od perspektywy nasze postrzeganie tego, co jest prawdą, a co kłamstwem wygląda zupełnie inaczej. Chainani to mój mistrz, jeśli chodzi o przetwarzanie informacji w taki sposób, aby bez problemu zmanipulować odbiorcę. Baśnie w jego wydaniu to cudo i będę to powtarzać w nieskończoność. Świetne są też plot twisty w wykonaniu autora. I cliffhanger na koniec, który podnosi znacząco ocenę książki, bo jest niesamowity! Jeśli chodzi o bohaterów można ich lubić albo nie, ale ich kreacji niczego nie można zarzucić. W tej części na nerwy działał mi wyjątkowo mocno Tedros. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat tutaj, skoro zawsze można było mieć mu coś do zarzucenia, ale wyjątkowo bardzo mnie w tej części wkurzał. Był chyba jeszcze bardziej dziecinny niż zawsze i nadal tak samo zakompleksiony. Może miałam nadzieję, że w tej części coś się zmieni, jeśli chodzi o jego osobę. Niemniej jednak, kreacji tej postaci też nie mogę niczego zarzucić. Jego motywy postępowania i wybory, których dokonuje, są czytelne i przemawiają do mnie. Dlatego odpuszczam już krytykę Tedrosa i czekam na rozwój tej postaci w kolejnych częściach.
Wasze pióro twierdzi, że Kopciuszek opowiada o dobrej dziewczynie ocalonej przed złą rodziną. Moje pióro twierdzi, że Kopciuszek opowiada o sprytnej wdowie, która stara się uchronić swoje córki przed ubóstwem, ale inna dziewczyna zagarnia przyszłość, jaką dla nich planowała.
Chainani udowadnia w swojej książce, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Pokazuje, że nie brak mu pomysłów, a jego wyobraźnia jest nieskończona. Chociaż ten tom jest inny od poprzedniczek, jest równie dobry. Nie skłamię, jeśli napiszę, że „Akademia Dobra i Zła” to jedna z moich ulubionych serii i jedna z bardziej niedocenionych w moim odczuciu. Polecam Wam z całego serca całą serię, jak również czwarty tom, jako integralną część całości i przede wszystkim świetną lekturę.
Recenzja pochodzi z bloga:
„Droga do sławy” Soman Chainani – maitiri_books (wordpress.com)