Nieznany, a jednak tak bliski ląd - Afryka. Ojciec - tak bliski, a jednak tak całkowicie obcy człowiek. Pierwsza z przeczytanych przeze mnie powieści Le Clezio i od razu tak intymne zwierzenia. O Afryce baśniowej, brzmiącej dźwiękiem swojskich bębnów i otulonej przyjaznym słonecznym żarem; o tym sercu ziemi pisze Noblista w swej powieści autobiograficzno - genealogicznej. Jednocześnie, unoszony na falach wspomnień tropi każde wgniecenie trawy uczynione butem swego ojca na tym lądzie, który on ukochał niczym własne dziecko.
Relacje autora z ojcem były wyjątkowo trudne. Żyli oni początkowo w zupełnie innych światach, wyznawali inne wartości, czerpali z innych tradycji. Wzrastający pod matczynymi skrzydłami Jean-Marie, rozpieszczany przez babkę w jej francuskim domu odbiera ojca, którego poznał dopiero mając 8 lat, jako uosobienie surowości i obcości. To z jego rąk autor wraz z bratem odbierają pierwsze lekcje bolesnej dyscypliny, to on wdraża w ich życie nieugięte wytyczne, uczy bezkompromisowego przestrzegania zasad. Ojciec to nakazy i zakazy, to obsesja na punkcie higieny, to modlitwy i co niedzielne czytanie mszału.
Jednak oprócz postawy buntu i rozgoryczenia tak złymi relacjami w autorze z biegiem czasu wykształca się postawa dążenia do zrozumienia. Pochyla się nad biografią ojca dopatrując się w niej wydarzeń, które wpłynęły na takie a nie inne ukształtowanie osobowości rodziciela. Ojciec Le Clezio przeżył w Afryce ponad 20 lat, pracował tam jako lekarz. Wojna pustosząca Europę spowodowała, iż jego misja niesienia pomocy mieszkańcom Czarnego Lądu była nieodzownie związana z długotrwałym brakiem jakiegokolwiek kontaktu z rodziną. Jego powołanie i pasja wymagały od niego ogromnych wyrzeczeń i poświęceń. Samotność, niemoc, bezradność... to one były winne. Pesymizm i zgorzknienie ojca kładzie autor na karb rozdarcia między wartościami najbardziej przez niego ukochanymi, między rodziną a powołaniem niesienia pomocy.
Literacki wizerunek ojca to stworzona przez syna biografia rozgrzeszenia i przebaczenia. Le Clezio czule wręcz opisuje wielki zawód ojca i jego gaśniecie wraz z zmianami zachodzącymi w Afryce. Zmianami na gorsze... Wieści o wojnach plemiennych, o kanibalizmie, o ingerencji państw europejskich i prowadzeniu polityki światowej wobec bogactw naturalnych, znajdujących się na terenie Afryki, kosztem żyć milionów jej mieszkańców... To wszystko oddalało człowieka-sługę tego kontynentu od jego wspomnień o świecie w którym przeżył swa młodość. Czar Afryki prysnął. Miejsce uczciwej pracy zajęła tam przemoc wobec słabszego, miejsce zrozumienia - żądza zysku, zamiast pieśni dawnych ludów roznoszą się po afrykańskich równinach odgłosy karabinowych wystrzałów. Słońce w Afryce nie zachodzi już barwnie, lecz krwawo, marzenia ojca zostały pozbawione skrzydeł i pogrzebane pośród ofiar coraz częstszych na Czarnym Lądzie ludobójstw...
Z równie wyjątkowym sentymentem, jak o postaci ojca, mówi Le Clezio o Afryce z jego dziecięcych wspomnień. Nazywa ją "źródłem swoich uczuć i decyzji". Dla dziecka widzącego okropieństwo wojny światowej Afryka ma dźwięk kojącej kołysanki, ma fakturę ciepłych matczynych ramion. To przestrzeń przygód, czarów, ale też swojskości. Tam niczym ze smokami walczył z mrówkami, termitami czy skorpionami nawet. Oddawał się wędrówkom w nieznane, wraz z bratem przemierzał niezgłębione zakamarki buszu, pokonywał, wbrew zakazom ojca, rwące rzeki. Afrykę młody Le Clezio wdychał wraz z każdym haustem powietrza łapanym w biegu, obejmował rozpostartymi niczym w loci ramionami.
"Afrykanin" to opowieść o Afryce sprzed ery wojen i spustoszenia sianego przez AIDS; to opowieść o raju utraconym, o zachodzie słońca, które już nigdy nie wzeszło nad tą samą, błogą równiną. Oczywiście to też klucz do zrozumienia wielu motywów w twórczości Noblisty, ale przede wszystkim opowieść o człowieku i jego miłości do ziemi, na której hodował swe marzenia.