Zachęcona i w pewnej mierze zauroczona ostatnio czytaną lekturą „Demonów Leningradu” Adama Przechrzty, ochoczo sięgnęłam po kontynuację przygód Aleksandra Razumowskiego w „Demonach wojny”.
Major Razumowski, po tragicznych przejściach w Aleksandrowce powoli wraca do zdrowia. W szpitalu, w którym z trudem nabiera sił składa umierającemu żołnierzowi przyrzeczenie, że zaopiekuje się jego córką. A jako że jedyną formą opieki którą zna, jest wcielenie delikwenta do GRU, jego nowa podopieczna ląduje na przyspieszonym i morderczym treningu. A co u samego Razumowskiego? Już poprzednio powierzone zadanie, którego wykonanie obserwować można było w „Demonach Leningradu” było wyjątkowo trudne. To, co tym razem wymyślili dla niego towarzysze Beria i Stalin, to mission impossible. Przed Razumowskim 3 różnorodne zadania, a nie wykonanie któregokolwiek z nich skutkować będzie spotkaniem z plutonem egzekucyjnym. Każde zadanie z osobna to wielki problem, praktycznie nie do rozwiązania, a już w tercecie to sprawy wymagające boskiej interwencji. A jak wiadomo każdemu porządnemu komuniście, boga nie ma... Stanie więc dzielny major do walki z całym światem nieomal, mając do pomocy własny rozum, spryt i kilku ludzi. Przy okazji odkrywać będzie w sobie swój nowy, wciąż odrzucany dar, zyskany dzięki spotkaniu z sektą Doskonałych.
Podobnie jak w poprzedniej części, także i tu do czynienia mamy z szybko toczącą się akcją i dość sporym rozmachem. Bohaterowie nieco chaotycznie rzucają się w wir wydarzeń, szukając zaczepienia. Autor skomplikował fabułę na tyle, by potencjalny czytelnik mógł z przyjemnością śledzić losy bohaterów, nie czując nudy, ni znużenia. Dzieje się dużo i szybko, czasami ma się wrażenie sporego bałaganu, pobojowiska wręcz, ale wszystko to jest do wytłumaczenia, zrozumienia i wybaczenia, bo trwa przecież wojna...Brutalna walka na śmierć i życie. Na potknięcie Razumowskiego czeka z utęsknieniem cała banda degeneratów, marząca o tym, by zobaczyć majora unurzanego we krwi. W dodatku nie dają o sobie zapomnieć odniesione kontuzje. Książkę dzięki temu czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem i w napięciu, ciągle zastanawiając się, co jeszcze przydarzy się bohaterom i jak rozwinie się wątek związany z Doskonałymi. Dla mnie duża atrakcja, to towarzysz Stalin w roli dobrego wujka, zmieniający się na oczach czytelnika w ucieleśnienie zła. I Razumowski, który niczym Steven Seagal, czy Chuck Norris spuszczają manto wszystkim wkoło. Z tą różnicą tylko, że i sam czasem oberwie. Wbrew sugestiom z okładki, dla mnie Razumowski idzie bardziej w ich kierunku, niż Jamesa Bonda. Bliżej mu do prestidigitatora sztuk walki, niż do uwodziciela i lowelasa, zwłaszcza, że odrzuca kobiece awanse.
Polecam książkę, bo zaskakuje. Szczególnie jej zakończenie. Intryga, która obmyślona została przez Przechrztę to wielka niespodzianka. Bomba, z opóźnionym zapłonem. Rozwiązanie sprawy jest tak oczywiste, a jednocześnie tak niespodziewane. I prawdopodobnie przyniesie Razumowskiemu nieprzyjemne konsekwencje. Ale o tym pewnie przekonamy się w drugim tomie „Demonów wojny”, o ile autor nie postanowi zagrać na nosie czytelnikom i nie wymyśli zupełnie innego scenariusza.