Historia prawdziwa, która porwała mnie od pierwszych stron, ale jeżeli ktoś mnie zna, na pewno go to nie dziwi. Tematyka tej książki należy przecież do moich ulubionych, czasy II wojny światowej są dla mnie najciekawsze. Skrywają według mnie najwięcej interesujących tajemnic, informacji, a zachowania ludzkie, ich losy, dzieje w tamtym okresie są niesłychanie fascynujące, choć jednocześnie przeżycia tych osób należą do szczególnie traumatycznych i strasznych. Nigdy nie przejdę obojętnie obok takiego tytułu, z uwagi na to, że wtedy było mnóstwo odważnych, bohaterskich postaci, prawdziwych, z krwi i kości, takich, którym należy się szacunek i pamięć.
Izabela Czajka-Stachowicz była polską pisarką, układała też wiersze. Rodzina jej była lubiana i poważana, niestety pochodzenia żydowskiego, co w owym okresie było niebezpieczne i groziło śmiercią. Ona sama w czasie wojny trafiła do getta, z którego zdołała uciec, po czym pod przybranym nazwiskiem prawdziwej postaci, Stefanii Czajki, ukrywała się wraz z dziewczyną, która ją uratowała i która czuła się za nią odpowiedzialna. Stały się sobie niebywale bliskie, zaprzyjaźniły się, chociaż pochodziły z różnych środowisk, choć różniły się bardzo i miały odmienne poglądy na wiele spraw.
Książka zaczyna się tak:
"Pytasz się, Janko, co mi dawało siły do przetrwania tego koszmaru, który ciągnął się lata? Pytasz się, jak mogłam wytrzymać? Teraz, kiedy wydaje mi się, że nie potrafiłabym wyżyć w tym, co było, jednej doby - trudno mi na to odpowiedzieć. Może podświadoma ciekawość, co będzie potem? Może sam instynkt życia? ... A może ta jakaś żarliwa potrzeba przetrwania, aby dać świadectwo prawdzie?"
Nie mam zamiaru komentować, ponieważ ten fragment mówi sam za siebie, jest w nim wszystko.
Moim zdaniem autorka i bohaterka w jednej osobie tych strasznych, okrutnych wydarzeń napisała o nich tak dokładnie, wnikliwie, naprawdę szczególnie i szczegółowo, że momentami bałam się równie mocno jak ona, rozumiałam jej lęk, obgryzałam paznokcie martwiąc się, czy ktoś jej nie wyda, skazując tym samym na śmierć i ją, i dodatkowo Danusię. Wzięła ta wiejska młoda panienka na siebie ogromny ciężar, który nie ciążył jej jednak zanadto, ponieważ pokochała swoją "znajdę" całym sercem od samego początku.
Niebywale zapadł mi w pamięć moment, w którym kobiety nie mogą porozumieć się w kwestii żydowskiej. Wydał mi się on najbardziej ciekawy, ponieważ zadziwiające niebywale jest to, iż Danka, pomimo całej miłości i sympatii, jaka miała dla Belli, nienawidziła Żydów. Nasza uratowana od getta i śmierci w nim rychłej pisarka otrzymała odpowiedź od swojej wybawicielki niezwykle roztropną i inteligentną, choć była to osoba niewykształcona i niedoświadczona, na pytanie, czy jest jakaś różnica w kolorze krwi między nimi, dlaczego tak Żydów nie cierpi:
"Taka uczona jesteś, a nie rozumiesz? Przecież ja mam to w sobie, z mlekiem matki wyssane."
Naprawdę polecam. Całym sercem. Ta książka w mojej biblioteczce zajmuje szczególne miejsce.