Ostatnimi czasy przemoc fizyczna, jak również psychiczna, nakreślają swoją obecnością coraz to większe kręgi w literaturze. Ewentualnie ja dopiero co zrobiłam największe odkrycie roku, odkrywając coś, co dla innych nie stanowi już niczego nowego. Tak czy inaczej, normalne jest, że w przypadku poruszenia tak istotnego problemu każdy liczy na to, że zostanie on ukazany w realny sposób. Przecież nikt nie ma ochoty natknąć się na wir wyolbrzymionych, sprzecznych z logicznym myśleniem zdarzeń, gdzie przy każdej z nich łapiemy się za głowę, kręcąc nosem na to, co właśnie przed chwilą się przeczytało. Dlatego też nie powinno nikogo aż nadto zdziwić to, że miałam lekkie obawy w związku z książką koleżanki po fachu, Darii Skiby, a mianowicie „Uwolnij mnie”.
TO JAK TO JEST Z TYMI DEBIUTAMI BLOGERÓW KSIĄŻKOWYCH?
Dosłownie uwolniona przez wydawnictwo parę tygodni przed oficjalną premierą powoli zaczynała zbierać pozytywne opinie, gdzie ja sama nie od razu zapałałam sympatią do tej powieści. Nawet nie wiecie jak mnie nosiło, kiedy w trakcie czytania z wytęsknieniem oczekiwałam pogłębienia danego wątku, ukazania go z jak najlepszej strony, a gdy ten otrzymał swoje pięć minut – rach, ciach i już świat zdawał się o nim zapomnieć. Czułam wtedy na języku gorzki smak rozczarowania. Jednakże postanowiłam być twarda i nie dać tak szybko się zniechęcić. Podskórnie wyczuwałam, że za tym może kryć się coś znacznie mocniejszego. Coś, co dosłownie zwali mnie z nóg i nie pozwoli się podnieść przez najbliższe parę godzin. I wiecie co? Miałam rację!
Daria Skiba w pewnym momencie skupiła całą swoją uwagę – w tym moją – na wątku miłosnym, co spowodowało nagły wzrost słodyczy (Cukrzyco czytelnicza, widzę cię!). Po prostu bałam się, że moje przypuszczenia odejdą w zapomnienie, a ja zostanę zmuszona przyznać się do porażki. I jak już byłam gotowa to zrobić, wtedy bez ostrzeżenia dostałam w twarz niespodziewanym zwrotem akcji. Czułe słówka zakochanych mieszały się z anonimowymi pogróżkami. Na miłosne uniesienia nachodziło widmo paskudnej przeszłości, która zdawała się rozwijać skrzydła w uwitym przez Dianę i jej ukochanego gniazdku. Dalekosiężne plany odeszły w odstawkę, kiedy koszmar powrócił, i to znacznie silniejszy, niż ktokolwiek by przypuszczał. Od tej chwili każdy kolejny ruch wybranka serca kobiety oraz jej najbliższych zdawał się decydować o dalszych losach głównej bohaterki. Daria Skiba wreszcie uwolniła swoją sadystyczną naturę, ukazując ten motyw w szczery, nieprzekłamany sposób. Wlała w niego sporo emocji oddziałujących w tak silny sposób, że ja sama zaczęłam przesiąkać tym strachem. Stałam się kłębkiem nerwów walczącym z tym, aby nie obgryzać paznokci czy nie wyrywać włosów. Całe to zdarzenie przekazuje ważną lekcję, iż „łobuz kocha najmocniej” jest najzwyklejszą w świecie bzdurą. Przecież nigdy nie wiemy, kiedy jedno uderzenie może przeistoczyć się w coś, co może nas zniszczyć na resztę życia.
DAJ MI MAPĘ MOJEGO ŻYCIA, BO SAMA JUŻ SIĘ W NIM GUBIĘ...
Diana, przez znajomych oraz rodzinę, nadal postrzegana jest jako przebojowa, pełna wigoru, nieznosząca sprzeciwów kobieta, która swoją pewnością siebie mogłaby podbić świat, a nawet wszechświat. Niestety tylko nieliczni wiedzą, że tak naprawdę stanowi ona jedynie cień samej siebie, ponieważ już dawno poddała się wpływowi mężczyzny niszczącego wszystko, w co ona wierzyła. Zagubiona we własnym życiu, stłamszona psychicznie kobieta niejednokrotnie zalewała się rzewnymi łzami, co po pewnym czasie nie robiło już na mnie wrażenia. Każde wspomnienie o tym, że jej oczy ponownie robią się szkliste powoli wytrącało mnie z równowagi, jednak zrozumiałam, iż w jej przypadku nie powinnam tego komentować w swój słynny sposób. Cieszyłam się jednak, że te łzy bywały zastępowane śmiechem, kiedy w ciężkich chwilach z pomocą przychodzili ludzie, którym ufała, a ci byli gotowi zrobić wszystko, aby zagwarantować jej bezpieczeństwo. Najbardziej starał się o to Alan, długoletni przyjaciel, który awansował z pozycji brata na kogoś znacznie bliższego. To właśnie jego obecność dała Dianie nadzieję, że toksyczna relacja, w jaką kiedyś się wpakowała, zostanie raz na zawsze usunięta z jej pamięci. Tylko że on wydawał mi się zbyt... uległy? Nie, w jego przypadku to złe określenie. Nie mogę także ochrzcić go mianem pantoflarza, bo przecież miewał własne zdanie, którego trzymał się jak rzep psiego ogona. Ale nawet pomimo mojej sympatii do niego, nie umiałam objąć rozumem tego, co nieraz wyczyniał. Rozumiem, miłość zaślepia, resetuje umysł i tym podobne bzdury, jakie opowiada się o zakochanych ludziach, ale do takiego stopnia. Zastanawiałam się przez to, czy aby Diana zrobiła dobrze, że mu ofiarowała swoje pokaleczone serce, bo niedaleko mu było do zachowania tamtego tyrana. Na całe szczęście trącące obsesją na punkcie ukochanej zachowania nabrały lżejszej wagi, co zaowocowało dojrzalszą relacją między tą dwójką. A jeżeli chodzi o samego sprawcę drastycznych wrażeń, to nie spodziewałam się po nim aż tak porywczej natury. Nawet sama Daria Skiba była zszokowana tym, jak on tam narozrabiał. Stworzyła potwora, którego za nic w świecie nie chciałabym spotkać na swojej drodze. I nikomu też tego nie życzę...
DARIO, COŚ CI POWIEM...
Kiedy tylko usłyszałam, że Daria Skiba, TA
Daria Skiba, zamierza wydać książkę – oniemiałam. To kolejna blogerka książkowa, która spróbowała swych sił w tej dziedzinie i muszę przyznać, że ta kobitka ma do tego smykałkę! Może nie od razu zaprzyjaźniłam się z jej kunsztem pisarskim, bo miewałam z nim wzloty i upadki, to koniec końców muszę przyznać, że przyjemnie spędziłam czas z „Uwolnij mnie”. Może to dziwnie brzmi, patrząc na to, co rozgrywa się na kartach tej książki, ale przecież nie będę kombinować aż nadto z opisywaniem swoich wrażeń, bo każdy, kto czyta tę opinię, z łatwością się pogubi. Nawet ja sama przestanę rozumieć, co tutaj wypisuję! A żeby dalej w to nie brnąć, to po prostu powiem, że niecierpliwie oczekuję dalszych losów Diany. I nawet nie zrazi mnie to, że sama Daria Skiba stwierdziła, iż mogą nie zrobić na mnie wrażenia. Skąd ona może to teraz wiedzieć, nieprawdaż?
Podsumowując, debiuty literackie mają to do siebie, że jedne rozkochują nas w sobie w ekspresowym tempie, gdy drugie spędzają nam sen z powiek, nakazując powtarzać sobie pytanie: „Czy to aby na pewno powinno zostać wydane?”. W przypadku Darii Skiby ta druga sugestia nie ma prawa zaistnieć w mojej głowie! „Uwolnij mnie” chwyta swymi papierowymi szponami za serce i wstrzykuje w nie ogrom uczuć, których potęgę odczuwamy nawet w rzeczywistości. Może zdarzają się drobne potyczki i przepływ „trucizny” miewa przerwy, to jednak pozytywne wrażenia są znacznie silniejsze. A to najważniejsze! Brutalna, emocjonalna, szczera – czego chcieć więcej?