A może Jezus miał żonę? I nazywała się np. Ana? Przecież był Żydem i jako mężczyzna powinien poślubić kobietę. A może było tak zupełnie bez znaczenia dla ówczesnych spisujących, że nie wspomnieli o niej, bo właściwie po co? Początki naszej ery. Jezus w wieku młodzieńczym, o którym niewiele wiemy. I kobiety, których nie ma. To znaczy istnieją, ale tylko i wyłącznie by służyć mężczyznom. Czyli samodzielnie nie istnieją. Ale ich definicja stworzona przez wielkich mędrców funkcjonuje i owszem i żyje niestety w dużej mierze po dzień dzisiejszy.
„Dobre kobiety niczego nie pragnęły bardziej niż dzieci- od maleńkości wtłaczano im do głów, czego winny chcieć, a od czego należy stronić. Uginałyśmy się pod ciężarem tych dyktatów jak pod stołem świątynnych kamieni: dobra kobieta jest skromna, dobra kobieta milczy, dobra kobieta zakrywa na ulicy głowę i nie rozmawia z mężczyznami, dobra kobieta sumiennie wypełnia domowe obowiązki, dobra kobieta jest posłuszna mężowi i ochoczo mu służy, dobra kobieta jest wierna i rodzi mu dzieci- a przede wszystkim synów”. No a jak nie rodzi, to jest winna i oczywiście mąż może się z nią rozwieść. Wtedy w społeczeństwie będzie już zupełnie stracona.
I tak sobie w tych wszystkich ograniczeniach żyje 14- letnia Ana- teraz nazwałabym ją rebeliantka z cechami feministki. Jest bezczelna do bólu, bo ukrywa zakrwawione szmaty po miesiączce, żeby nikt nie dowiedział się, że już dojrzewa, bo natychmiast musiała by wyjść za mąż za gościa, który opłaca się biznesowo jej ojcu. Ana umie czytać i pisać, co w ogóle przecież nie jest potrzebne kobiecie, mało tego nie chce mieć dzieci i nabywa wiedzę, jakie zioła spowodują, że nie będzie ich miała. Jest totalną buntowniczką w brutalnym świecie sterowanym przez mężczyzn.
I pewnego dnia zdarza się jednak, że przekupna służba sprzedaje rodzicom informację o tym, że już dojrzewa, tak więc Ana poznaje swojego przyszłego męża- obleśnego starego wdowca z dwiema córkami. W tym samym dniu poznaje też młodego mężczyznę, który pomaga jej wstać po potknięciu. Ana robi wszystko, aby nie zgodzić się na ślub, rodzice robią wszystko, aby ten jak najszybciej się odbył. A środków na wywarcie presji u nich bez liku. Mogą ją np. uwięzić. Nie mając innego wyjścia wyraża zgodę, ale wynegocjuje sobie prawo do porannych spacerów. I właśnie podczas nich znowu spotyka młodzieńca, który jej pomógł. Przedstawia się jej jako Jezus, syn Józefa.
Zostanie jego żoną, bo to o to najbardziej chodzi w tej książce. I nie jest to książka o Jezusie- takich miliony powstały. Nie jest o jego matce Marii- tych też dużo, a kult jej w zależności od wiary jest, albo go nie ma. To jest książka o Anie, która została żoną Jezusa i tak jak on miał swoją misję, tak i ona postanowiła mieć swoją. Chciała stać się Słowem. Chciała opisać historie tych wszystkich kobiet, które przez wielki były niewidzialne. Traktowane brutalnie, jak gorszy element na tym świecie. Nie mające nic do powiedzenia. Nie mogące mieć swojego zdania i o czymkolwiek decydować. I spisuje je. Wszystkie łamią serca.
Ale w zapiskach swoich Ana nie pomija też swojego męża Jezusa. Jest normalnym facetem tamtych czasów, dbającym o rodzinę, z poczuciem humoru, imającym się różnych prac, aby zarobić na pożywienie, mającym swoje potrzeby seksualne i skłaniającym do nie mówienia całej prawdy, jeżeli wymaga tego sytuacja. Wcale nie idealnym. Takim bardzo ludzkim.
Przedziwna to książka i rewelacyjny pomysł ubrany w słowa. Nikt nigdy nie napisał, że tak mogło być. Że Jezus mógł mieć żonę. Że ona mogła być bardzo wyemancypowana. Że mógł ją kochać po ludzku.
Wiele mogłabym jeszcze napisać na temat tej powieści, bo wiele w niej smutnych historii cudownych kobiet, którym przyszło żyć w świecie i czasach nie dla kobiet. To trwa w niektórych regionach świata mimo upływu wieków całkowicie, w niektórych nie obciążonych tak bardzo religią, kobiety już prawie równe są mężczyznom.
Cieszę się ogromnie, że sięgnęłam po tą książkę, choć wiem, że nie będzie ona dla każdego. Nie jest to oczywiście powieść akcji, więc może wydawać się przydługawa miejscami. Ale fajnie czytać o wydarzeniach i osobach biblijnych (np. kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień, o Judaszu, Herodzie, Szymonie, Łazarzu…) w wersji obyczajowej i zrozumiałej, a nie pisanej językiem do którego zrozumienia coraz trudniej nam we współczesnych czasach.
Na długo pozostanie w mojej pamięci. A może i na zawsze.