Zafascynowana tomem pierwszym słynnej, napisanej już jakiś czas temu sagi Virginii Andrews, przeczytałam i tom drugi, a w końcu nadszedł czas i na trzeci. Muszę przyznać, że cała seria zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie i cieszę się bardzo, że wydawnictwo Świat Książki postarało się o jej wznowienie. To są chyba jedne z tych książek, które się czyta nieważne, ile lat temu były po raz pierwszy wydane, książki, których się nie zapomina i które zawsze będą intrygować. Wcale mnie to nie dziwi, bowiem saga o Dollangangerach w pełni na to zasłużyła.
„A jeśli ciernie” to już opowieść w główniej mierze o synach Cathy: Jory’m i Barcie. W chwili, kiedy, wydawałoby się, żadna przeszłość nie jest już w stanie zniszczyć szczęścia rodziny, w jej pobliżu pojawia się stara dama, która dziwnie interesuje się Cathy i jej synami oraz Chrisem. Okazuje się jednak, że przeszłość i wspólne dzieciństwo spędzone na poddaszu oraz szereg wydarzeń po nich następujących nigdy nie opuszczą rodzeństwa, zawsze będzie to do nich wracać pod różnymi postaciami. Choć Cathy i Chris najchętniej zapomnieliby o wszystkim i żyli dalej.
Trzecia część sagi nie jest już opowieścią z punktu widzenia Cathy, jak to było w poprzednich tomach. Tutaj o wszystkim opowiadają na przemian jej synowie, raz młodszy, Bart, innym razem starszy, Jory. Poznajemy więc tym razem ich perspektywę, uczucia oraz emocje, które nimi targają. Możemy sami zaobserwować, jak to wszystko się zmienia, gdy do sąsiedztwa wprowadza się tajemnicza starsza dama, która dziwnie interesuje się chłopcami. Chociaż oni sami nie zdają sobie na początku z tego sprawy, do Cathy i Chrisa w jednej chwili wróci koszmar z przeszłości. Bo czy uda się tak naprawdę od tego uciec? Czy można zapomnieć o starym strychu, gdzie czwórka rodzeństwa spędziła trzy i pół roku? Czy da się wymazać z pamięci matkę, która robiła to dla własnej korzyści i bogactwa oraz starą okrutną babkę? Trauma, przeżyta przez Cathy i Chrisa jest chyba jedną z tych, która będzie się im objawiać do końca życia, która będzie tkwić w ich pamięci zawsze jak zadra.
„A jeśli ciernie” oceniam dobrze, na równi z „Płatkami na wietrze”. Muszę jednak przyznać, że wzbudziła we mnie sporo emocji, więcej niż druga część. Wszystko chyba za sprawą Barta. Nie polubiłam tego chłopca, ale tak chyba miało być. Bart wydawał mi się rozpuszczony i zarozumiały do bólu, a wszystko nasiliło się jeszcze bardziej, gdy zaczął odwiedzać starszą kobietę z sąsiedztwa i gdy zaczął rozmawiać ze starym lokajem. Rozumiem, że chłopiec, nie mając przyjaciół i nikogo, z kim mógłby się bawić, wynajduje sobie różne inne zabawy, udaje, ma bujną wyobraźnię i szuka towarzystwa wszędzie, gdzie jest to możliwe. Rozumiem to, że dziesięcioletnie dziecko nie ma jeszcze tak rozwiniętej psychiki jak człowiek dorosły i bardzo łatwo można na niego wpłynąć, nagiąć go do swojego widzimisię. Bart się temu nie opierał, jednak irytował mnie strasznie tym, że zachowywał się niekiedy naprawdę okrutnie w stosunku do rodziców, brata i nie tylko. Irytowały mnie jego zbyt dorosłe wypowiedzi, jakby nie był dziesięciolatkiem, a co najmniej czterdziestolatkiem… I pewnie dlatego wzbudziło to równocześnie we mnie sporo emocji… Żal było mi nawet Cathy, której nie udało mi się do końca polubić w poprzednich tomach, żal było Jory’ego, a najbardziej chyba Chrisa, który zdobył moją największą sympatię.
Co jeszcze? Nie powinno się zapominać, że Cathy i Chris to rodzeństwo. Tutaj jednak czasem, czytając powieść, po prostu o tym zapominałam. Oboje darzą się uczuciem, jakie nigdy nie powinno mieć miejsca pomiędzy bratem i siostrą, jest to jednak tak subtelnie i delikatnie opisywane, że czasem po prostu traktowałam ich jak normalne małżeństwo… I trudno czasem sobie wyobrazić, że to wszystko tak naprawdę powinno wyglądać zupełnie inaczej…
Bardzo się jednak cieszę, że w ogóle trafiłam na tę sagę, że wpadła w moje ręce. Bo śledzę losy rodziny Dollangangerów z niemałym zainteresowaniem, czasem z wypiekami na twarzy, chociaż tak naprawdę każdy z tych tomów ma jakąś tam swoją wadę, to jednak patrząc na całość, nie zwraca się na to uwagi. Naprawdę polecam serię Virginii Andrews z całego serca każdemu czytelnikowi. Minęło już tyle lat od śmierci autorki, a jej powieści nadal się czyta, mówi o nich, podbijają serca czytelników na całym świecie. Niech tak zostanie!
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2013/03/a-jesli-ciernie.html]