Naprawdę nie wiem, co myśleć o tej książce.
Wbrew opisowi bardzo mało w niej „Lalki”, a przynajmniej Wokulskiego, który był może kilka raz wspomniany. Skupiamy się jednakże na Kiyoko – córce zbuntowanego samuraja. Jest ona w pewnym sensie narratorką tej powieści. Opisuje poczynania Ochockiego, czy też to co o nich słyszy. Dzięki niej śledzimy latające maszyny stworzone z Żelaza Ducha – metalu lżejszego od powietrza, który został odkryty przez doktora Geista. Pokazuje nam także Japonię.
„Kto pisze w głowie Kiyoko?
Nie Kiyoko. Myśli Kiyoko nie są autorstwa Kiyoko. Kiyoko je tylko myśli, Kiyoko ich nie powołuje.”
Drugim, według mnie najbardziej uwidocznionym, wątkiem w tej książce jest historia bliźniąt – Jakuba i Ezawa Ochockich wychowujących się (czy też wychowanych) w różnych kulturach, ich historia najpewniej nawiązuje do biblijnej i ma z nią bardzo wiele punktów stycznych. Mam wrażenie, że została bardziej wyeksponowana niż historie postaci z „Lalki”. Autor użył także wielu odniesień do kultury, które zresztą wymienia we wstępie, jednak pojawiły się także inne. Został wspomniany chociażby Jack London (na Wikipedii można przeczytać o nim: ”Jako korespondent wojenny relacjonował konflikt rosyjsko-japoński w 1905 r.” – także myślę, że było to celowe zastosowanie tegoż nazwiska).
Ciekawe jest ukazanie alternatywnej historii Polski (Kraju, Którego Nie Ma).
Kontynuując „myśl” zawartą przeze mnie w pierwszym zdaniu, książka ta jest najzwyczajniej w świecie mało zrozumiała, a przynajmniej ja mam poczucie, że nie rozumiem z niej zbyt wiele. Język i styl, jakim została napisana, jest dość trudny, momentami poetycki (piękne opisy przyrody!), a powieść wydaje się być nie w pełni określona, niedopowiedziana. Mimo bardzo wielu informacji w niej zawartych (a pojawia się naprawdę wiele nazw własnych, aż za wiele, moim zdaniem), nic istotnego tak naprawdę nie było wiadomo, a autor operował danymi (często dotyczącymi polityki), tak, jakby czytelnik doskonale się w nich orientował. Inaczej, trudno ująć to w słowa: natłok informacji zakrywał mi inną warstwę książki i ukrywał przede mną istotne dla fabuły wydarzenia. Dlatego, mimo niewielkiej objętości książki, czytałam ją bardzo długo. Nie uważam tego za minus, twierdzę jednak, że nie jest to książka łatwa do „przetrawienia”, ale gdy to już nastąpi, może wywoływać ciekawe przemyślenia, refleksje.
Nie znajdziemy tutaj standardowych dialogów, czy też standardowej formy ich zapisu. Są pisane w sposób ciągły, w cudzysłowach, jedna wypowiedź za drugą, co może niektórym przeszkadzać.
Muszę bardzo pochwalić wydanie. Jest przepiękne. Zawiera minimalistyczne, acz idealnie komponujące się z całością ilustracje Aleksandry Uklei. Warto docenić także obecność słowniczka, który wyjaśnia nam pewne pojęcia związane z kulturą Japonii; przykładowo dowiedziałam się, że istnieje pewnego rodzaju odpowiednik seppuku dla kobiet – jigai oraz, że kanshi to „tradycyjna poezja japońska, uprawiana po chińsku”. Klimatu dodają również znaki z pisma japońskiego, zarówno jako nazwy rozdziałów*, jak i napisane w treści, czy też słowniczku. Przed każdym rozdziałem znajdują się także około trzy zdania w nim się znajdujące, które w pewien sposób wprowadzają nas w czytanie go.
* drobne wtrącenie: tłumaczenia na język polski nazw tych rozdziałów znajdują się dopiero w spisie treści, warto o tym wiedzieć, gdyż wiedząc to prawdopodobnie można lepiej zrozumieć istotę danego rozdziału, ja niestety zorientowałam się dopiero przy końcu książki, co również mogło wpłynąć na moją opinię.
„Dlaczego wybrałam tę, a nie inną kompozycję?
Piszę.”
Myślę, że jest to książka dla „lubiących słowa”, dla tych, którzy przedkładają styl pisania nad akcję, fabułę, wydarzenia. Dla lubiących bardzo specyficzną prozę i zainteresowanych Japonią.