Gdy czyta się literaturę bezpośrednio związaną z określonym krajem, kulturą, czy wręcz cywilizacją, zawsze jest to niesamowite przeżycie. Próba przesiąknięcia w to, z czym nie mamy styczności na co dzień, zrozumienie mechanizmów rządzących innym człowiekiem jest zawsze ekscytujące i odrobinę niebezpieczne. Nie ma gwarancji, że zrozumiemy co autor miał na myśli, dlaczego miał na myśli właśnie to i czemu w tej chwili, a nie innej. Czasem może się zdarzyć, że nie przewidzimy związków przyczynowo-skutkowych, a logika wydarzeń wyda nam się absolutnie absurdalna.
W tym cały kunszt pisarza, żeby wprowadził nas w świat przedstawiony stopniowo i bezboleśnie. Stephen Hunter na pewno nas w tym przypadku nie zawiedzie, a jego Japonia jest taką Japonią, która staje się bliska ludziom nie mającym o niej pojęcia.
Główny bohater, Bob Lee Swagger, jest żołnierzem z krwi i kości. Samowystarczalny, cichy, skryty, a jednocześnie nieustępliwy, uparty i bezpośredni. Pewnego dnia, kosząc trawę, zauważa samochód z którego wysiada Japończyk oraz Amerykanin. Ten drugi przedstawia Japończyka jako pana Yano, pułkownika japońskich sił samoobrony. Yano szuka miecza. I od tego momentu zaczyna się wszystko, co składa się na tę sensacyjną książkę. Japońska sztuka szlifowania mieczy, walki, podejścia do przeciwnika, zwyczajów jakuzy.
„47. Samuraj” aż ocieka japońską kulturą i zwyczajami samurajów. Nie ma tu strony na której nie byłoby słowa o mieczach, odwadze, determinacji i reputacji, które odznaczają samurajów. Zdecydowanym plusem jest to, że czytelnik nie pozostaje rzucony na głęboką wodę i jest wprowadzany przez autora we wszystkie zakamarki świata przedstawionego. Trudne pojęcia, niezrozumiałe zwyczaje, fachowe terminy wyjaśnione są w prosty sposób i nie zaburzają fabuły. Wpasowane są w tak idealny sposób, że nie stają się męczące i natarczywe, czego wielokrotnie w innych książkach nie udało się uniknąć (np. „Następcy” Edwarda M. Lernera).
Akcja książki, chociaż miejscami zbyt wydłużona, to jednak jest zdecydowanie wciągająca. I chociaż dialogi wydają się być nienaturalnie sztywne, a niektóre opisy napakowane są niepotrzebnym patetyzmem, to jednak czyta się ją wartko i trudno się od niej oderwać.
Jedyne co naprawdę razi w tej samurajskiej sensacji to brak realizmu opisywanych wydarzeń. Bob Lee Swagger ma tak niesamowite szczęście podczas swoich przygód, spotyka tak przychylnych ludzi, że aż wydaje się to być nierealne. Niebezpieczeństwa jakich unika, informacje, które zdobywa i wreszcie błędy jakie popełnia są często tak absurdalne, że aż denerwujące. Tego Amerykańskiego wojskowego otaczają ludzie bezproblemowi, ulegli i idący na zadziwiającą liczbę kompromisów. No ale niestety, musimy zrzucić to na karb fikcji literackiej i skupić się na dobrych cechach tej pozycji, wartej polecenia.
Również samo wydanie (wydawnictwo Mayfly) dodaje tej opowieści dużo uroku. Estetyczna okładka, praktyczna zakładka i cała masa pocztówek przedstawiających samurajskie miecze. Jeżeli ktoś się zmęczy czytaniem, to zawsze może odpocząć oglądając wszystko to, co opisuje autor. Bardzo sprytne i efektowne zagranie.
Nie opiszę więcej akcji, nie zdradzę szczegółów zawiłej fabuły, jedno co mogę Wam jeszcze napisać to to, że warto przeczytać książkę człowieka, który potrafi tak poprowadzić opowieść, że jednocześnie przywiązujemy się do dwóch wzajemnie walczących ze sobą na Iwo Jima grup żołnierzy. Spróbujcie!