Dziś wszystkie oczy skierowane są na Amerykę. Aż trudno uwierzyć, że minęło już 20 lat. Pamiętam mój ogromny szok i niedowierzanie, kiedy w telewizji pojawiały się kolejne, straszne obrazy z tego tragicznego dnia. Zginęło dwa tysiące dziewięćset siedemdziesiąt siedem osób w samolotach, w World Trade Center i w Pentagonie. Terroryści nie zasługują nawet, żeby ich liczbę tu podawać. Do tej pory wszyscy zadają sobie pytanie, czy można było temu zapobiec… Książka Mitchella Zuckoffa „11 września. Dzień w którym zatrzymał się świat” to donośny i przejmujący głos ofiar i ocalałych, który powinien usłyszeć każdy, a szczególnie młodsze pokolenie, któremu te wydarzenia niewiele mówią, a powinny stanowić ważną lekcję historii...
Najbardziej poruszają mnie reportaże, w których autorzy i autorki oddają głos zwykłym ludziom, bo wtedy stają się dla mnie bardziej wiarygodne. Nie chcę czytać o bezimiennych postaciach, które stoją jedynie w tle poruszanego tematu, pragnę poznać perspektywę konkretnych osób, ich zdanie i emocje. W przypadku książki „11 września. Dzień w którym zatrzymał się świat” Mitchell Zuckoff właściwie nie miał innego wyjścia, jak właśnie podążyć tym torem, bo przecież to zwykli amerykańscy obywatele mają największe prawo do zabrania głosu, bo na ten najtragiczniejszy dzień w historii Ameryki składają się przede wszystkim ich osobiste historie. A te tworzą przejmującą opowieść o bólu, stracie, strachu, rozpaczy i żałobie, ale też heroizmie, empatii i tej która wciąż tliła się wśród zgliszczy – nadziei.
Mitchell Zuckoff podzielił swoją książkę na trzy części, czyli rozgraniczył to, co się działo w powietrzu, na ziemi i wreszcie po 11 września. Z ogromną precyzją i empatią odtworzył rozwój wypadków, dosłownie minuta po minucie i dodając perspektywy kolejnych osób, dodatkowo przybliżając ich sylwetki. Poznawałam więcej i więcej zarówno ofiar jak i bohaterów. Jednak nie gubiłam się w tym wszystkim, byłam w stanie wyłuskać to, co najważniejsze i traktowałam każdą z tych osób, jak ważną część jednej wielkiej strasznej układanki. Zostałam wrzucona w sam środek horroru, z którego z jednej strony chciałam się jak najszybciej wydostać, a z drugiej nie mogłam tego zrobić. Co z tego, że wiedziałam jak to się skończy, po prostu nie wolno mi było przejść obojętnie obok tych wszystkich osobistych historii, bo każda była równie ważna.
Pierwszy i każdy kolejny plan w tej książce przejmują zwykli ludzie, a miejsca ustępują im ideologie, opinie i interpretacje i to jest tutaj najcenniejsze. Ten reportaż jest w bardzo amerykańskim stylu, bo wszyscy bohaterowie są tutaj nieskazitelni i wspaniali, ale uważam, że autor, a przede wszystkim Amerykanie mają prawo opowiedzieć tę historię na swoich zasadach, upamiętnić ofiary i ocalałych tak, jak tego potrzebują i nie powinniśmy im tego odbierać…
Dla mnie to jeden z lepszych reportaży, jakie czytałam w życiu. Jest po prostu wybitny! Uznanie należy się tłumaczom: Adrianowi Stachowskiemu i Paulinie Surniak, na których spoczęła wielka odpowiedzialność, a do tego musieli przecież przez długi czas dźwigać na barkach tak ogromny ładunek emocjonalny, jaki niesie ta książka. Na koniec napiszę tylko: nie przegapcie tej ważnej lekcji historii!