Popatrzmy teraz, jak działa entropia w praktyce. Oto fabularyzowana wersja jednego z matematycznych twierdzeń z teorii chaosu, Efektu Motyla, które mówi mniej więcej o tym, że zabicie motylka w dżungli amazońskiej przez przypadkowego, amerykańskiego turystę, może sprawić, że ten pierwszy nie machnie w odpowiednim czasie i miejscu skrzydełkami, wygaszając rodzący się prąd powietrza, co może spowodować, że do USA doleci prekursor huraganu, który rozwijając się w bezwzględny żywioł zacznie mścić się za ukatrupionego motylka.
24 października 1929 roku, a był to czwartek, na Wall Street, w centrum światowych finansów, za sprawą spekulantów sprzedano niewyobrażalnie gigantyczne ilości papierów wartościowych.
Stało się tak, ponieważ grupa najbogatszych, takich jak J.D. Rockefeller, J.P. Morgan, P. Warburg, B. Barrack i inni, jakby coś przeczuwając, a może i planując, od pewnego czasu, po cichu wycofywała z giełdy cały swój olbrzymi kapitał. Pozostali bankowcy, aby utrzymać płynność finansową, zaczęli nagle akurat owego feralnego dnia razem wzywać wszystkich do spłacania popularnych wtedy pożyczek giełdowych zwanych Margin Loan, umożliwiających kupno akcji za 10% ich wartości. To właśnie spowodowało ową masową wyprzedaż giełdową, ponieważ podwójnym haczykiem wymienionych pożyczek było to, że co prawda dziecinnie łatwo je przyznawano, ale za to należało je spłacić w ciągu 24 godzin od ewentualnego wezwania, co właśnie miało miejsce.
Z tego powodu w piątek dramatycznie spadły kursy prawie wszystkich spółek. I to tak bardzo, że wielu maklerów dostało ataku serca. Zapanowała masowa histeria. Był to dzień, kiedy inwestorzy giełdowi i różnej maści spekulanci uczyli się fruwać, wyskakując z okien. W ślad za nimi swoje pieniądze zaczęli wycofywać pomniejsi bankierzy, przedsiębiorcy, a w końcu zwyczajni ludzie.
Upadło wtedy 16 tysięcy małych banków oraz wiele firm, co pozwoliło wymienionej grupie Morgana przejąć je za grosze. Dlatego napisałem na początku, że prawdopodobnie było to ukartowane.
Lecz to dopiero początek. Ten spekulacyjny lej, istna czarna dziura zasysająca nadmuchaną gotówkę, przeniósł się natychmiast za granicę. Najpierw oczywiście do Wielkiej Brytanii i tamtejszej giełdy, która została zmuszona do wycofania się z pokrycia pieniądza w złocie, co z kolei spowodowało, że największy producent złota, Afryka Południowa, został pozbawiony swojego najcenniejszego sposobu zarabiania na życie. Wtedy w Australii, również zależnej od tego systemu, doszło do zablokowania kredytów, które się zdewaluowały niemal do zera.
Tymczasem w Niemczech zagraniczni inwestorzy, aby ratować swoje aktywa, wypowiedzieli tamtejsze pożyczki, co spowodowało pozbawienie gospodarki niemieckiej potrzebnych środków. W rezultacie zaczęły się niezliczone plajty przedsiębiorstw, fale zwolnień i bezrobocie na dużą skalę. W dodatku, gdy klienci niemieckich banków zrozumieli, że mogą także stracić oszczędności swojego życia – rzucili się do kas. Oczywiście żaden bank na dłuższą metę tego nie wytrzyma. Zaczęły się kolejne plajty i upadki, a tysiące Niemców straciło swoje wkłady i zostało nędzarzami.
Nastała bieda, głód, bezprawie i anarchia.
Nie wiadomo, czy na to akurat czekał pewien pan, mało znany malarz, niejaki Adolf Hitler. Lecz na pewno dostał prezent od losu, a konkretnie od facetów z Wall Street. Pojawili się chłopcy w brunatnych koszulach, czyli narodowi socjaliści, obiecujący gruntowne rozprawienie się z kryzysem i bandami plądrującymi miasta. Przekonywali swoich ziomków tak dobrze, że wkrótce zdobyli w Reichstagu 230 mandatów. A niezadługo potem, bo w 1933 roku, ów niepozorny malarz stojący na ich czele, doszedł do władzy.
Co się stało później, zapewne wiecie: 60 milionów ludzi straciło życie.
Zaś ubocznym skutkiem działalności panów z Wall Street, giełdy mieszczącej się w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej jest to – że dziś nie trzeba już oglądać żadnych horrorów, aby dostać dreszczy. Wystarczy zwiedzić sobie muzeum wojny takie jak Auschwitz i obejrzeć tamtejsze komory gazowe.
Od Autora:
Dziękuję za przeczytanie mojego wpisu z fragmentem książki "Zabawa w Boga". Kliknij na link poniżej, aby przeczytać opis i ewentualnie kupić egzemplarz:
Motto:
Silni mnożą się i rosną, a słabi giną. Oto sprawiedliwość.
Na podstawie „Lalki", Bolesława Prusa.
Wioska w odległej części świata, której nazwy nawet nie pamiętamy, bo to jedno z tych miejsc, o których nigdy nie mówi się głośno. Powietrze jest suche, kurz wzbija się przy każdym kroku, a słońce wypala wszystko, czego dotknie.
Kobieta klęczy, pochylona nad miską, i powoli formuje okrągłe placki. Nie z mąki, bo w tym miejscu to dobro luksusowe. Te placki, te niby-chleby, są ze specjalnego rodzaju gliny. Ziemia, zmieszana z odrobiną wody i soli, suszona w palącym słońcu – to wszystko, co ma dla swojego dziecka. Istoty, która patrzy na nią oczami pełnymi łez i nadziei. Może jutro będzie lepiej? Matka wie, że to iluzja – te placki częściowo zaspokoją głód, ale nie nakarmią. Ale co innego może zrobić, kiedy świat o nich zapomniał?
Wstrząsa mną, kiedy to widzę. Chciałbym odwrócić wzrok, ale nie mogę. Chciałbym coś zrobić, ale jestem tylko obserwatorem, i to mało znaczącym, bez władzy i wpływów – widzem z innego świata, obfitości i marnotrawstwa. Miejsca, gdzie ludzie wyrzucają jedzenie, podczas gdy gdzie indziej dzieci umierają z głodu.
To nie jest głód, który można pojąć, dopóki się go nie doświadczy. Ból, ale i uczucie beznadziejności, które spala od środka, wysysa życie i nadzieję, zostawiając tylko pustkę. A mimo to, matka klęczy, dzień za dniem formując swoje gliniane placki, bo to jedyne, co jej zostało.
I wtedy pytam sam siebie: jak to możliwe, że ludzkość – my wszyscy – pozwalamy, aby to trwało? Gdzie jest nasze człowieczeństwo? Gdzie jest ten rzekomy altruizm, którym się tak szczycimy? Bo gdybyśmy byli naprawdę dobrzy, to przecież ten obraz wyglądałby zupełnie inaczej, prawda?
Człowiek jest zdolny do wielkich rzeczy – do wysyłania satelitów w kosmos, leczenia chorób, budowania wieżowców sięgających nieba. A jednak, w tym samym czasie, tu, na Ziemi, dzieci umierają z głodu. Wraz z rodzicami.
25 tysięcy dziennie martwych istot. 9 milionów rocznie. To tyle, ile wynosi populacja 20 największych polskich miast. Wyobraźmy sobie, że znika Warszawa, Poznań, Wrocław, Kraków, Szczecin...
Za rok umiera kolejna część Polski: Białystok, Lublin, Suwałki, Zamość, Chełm i reszta ściany wschodniej. A w ciągu czterech lat – wszyscy – cała Polska. Potem czarny ptak śmierci przenosi się do Czech, Niemiec, Francji. Miliony ludzi umiera z głodu i znika Europa jaką znamy. Czy możecie to sobie wyobrazić?
To się dzieje naprawdę, nie na filmie, ale tu i teraz. Tyle że umierający ludzie to nie Polacy czy Niemcy, ale ci, którzy mieszkają w Etiopii, Haiti, Bangladeszu...
Gdzie jest nasza mądrość? Czy postęp technologiczny i cywilizacyjny naprawdę ma sens, jeśli nie potrafimy zaspokoić najbardziej podstawowych potrzeb tych, którzy są najbardziej bezbronni?
Nie potrafię przestać myśleć o tej matce i jej plackach. O dziecku, które każdego dnia traci siły. A my, gdzie jesteśmy? Co robimy? Gdzie jest nasz świat, pełen możliwości? Gdzie są bogowie, których imiona w rozmaitych wariantach wymawiają miliardy ludzi na całym globie?
A organizacje i rządy? Wreszcie bogate firmy i ludzie, do których należy większość dóbr naszego świata, co oni robią? Hmm... Jeden z nich, Amerykanin, właściciel największego sklepu na świecie, leci sobie w kosmos własną rakietą, którą kupił za pieniądze robotników, z których wyciska ostatnie dolary. Inny, autokrata z Rosji, wydaje miliardy na broń, którą następnie zabija swoich sąsiadów żyjących w Ukrainie. Dlaczego? Czy ludzkość jest szalona, egoistyczna, bezduszna, głupia?
Może zawsze taka była? Dlatego przez tysiące lat nie potrafiliśmy stworzyć dla siebie stabilnego miejsca do życia, nie mówiąc już o raju, a na pocieszenie wymyślamy sobie rozmaite mitologie, obiecujące nam miejsca szczęśliwości powszechnej – ale dopiero po śmierci.
A może to, co napędza ludzkość, jest równie zmienne i zagadkowe, co najpotężniejsza siła w przyrodzie – pani Entropia, siostra Chaosu, która we wszystkim, co zrobimy i co nas spotka w życiu – ma ostatnie słowo...
Ona to bowiem powoduje, że z czasem narasta bałagan w niesprzątanym pokoju nastolatka, usiłującego skomentować post na temat koloru stanika nowej gwiazdy serialu „Flaki i Buraki”. Ona również robi taki sam bałagan w naszych ciałach, co z czasem powoduje, że się starzejemy, a kiedy bałagan i ilość śmieci i zniszczeń wewnętrznych przekracza wartość krytyczną – umieramy.
Tak jak potężne cywilizacje prekolumbijskie, czyli Majowie, Aztekowie i Inkowie, Mezopotamia, Asyria, Akad i Sumer, imperia Otomańskie i Rzymskie, czy całe wszechświaty, które doprowadza do tego samego stanu, rozpadu i śmierci termicznej, w których po kolei gasną słońca, a planety zmieniają się w czarny pył – tyle że miliardy razy wolniej, bo są miliardy razy większe niż ludzkie ciała.
Od Autora:
Dziękuję za przeczytanie mojego wpisu z fragmentem książki "Zabawa w Boga". Kliknij na link poniżej, aby przeczytać opis i ewentualnie kupić egzemplarz: