Szeregowy Iwan Czonkin w przeddzień wybuchu wojny pilnuje zdezelowanego samolotu w zapomnianej wsi, a w przerwach zastanawia się, jak to możliwe, że człowiek, jak naucza Darwin, pochodzi od małpy, a nie na przykład od konia, tak ciężko się trudzącego.
Chłopek-roztropek od zawsze pojawia się w legendach i na kartach literatury: czasem szlachetny jak święty Franciszek, czasem niczym bajkowy głupi Jaś, zredukowany do morału. Nie wiedzieć czemu typ ten, Iwanuszka-duraczok, dość często materializuje się w pzrypowieściach rosyjskich: czy to że zimy długie, czy że wsi dużo... Jeśli taki Iwanuszka wkroczy swoim lekko kołyszącym się krokiem do sennego, poczciwego, popijającego i fałszującego sprawozdawczość kołchozu – istnieje duże ryzyko, że czytelnik, który sięgnie po tę książkę, jeszcze długo będzie trzymał się za brzuch. Ze śmiechu.