Jak zwykle u tej autorki to proza skupiająca się na zwykłym życiu, na niewidocznych tragediach, takich niezauważalnych. I tu tak jest kobieta z boku patrząc bogata, jak na wieś z lat sześćdziesiątych, dorabiająca się z pracowitym mężem, zdrowymi dziećmi. Ale pokazuje narratorka już od pierwszego 'on' to co tam się naprawdę dzieje: strach we własnym domu, nienawiść, niemożność ucieczki, bezradność, to uczucie, gdy człowiek się kuli i chciałby, żeby był małą myszką.... Narratorka oczami głównej bohaterki pokazuje dzień z życia. O tym, że to książka o tyranizującym mężu każdy pisze, ale jest to też książka o trudnych relacjach z matką, które chyba bohaterkę do tego małżeństwa doprowadziły. Widać to w tych scenach, gdy bohaterka zajadle prasuje sukieneczki na wycieczkę do babci. No jednak to wszystko pokazuje, że tam było coś nie w porządku.
Potem jest scena obiadu i katalizator, który skłania ją do jakiegoś kroku.
Mało tu akcji, a jednak to mocno poruszająca książka. To moja ulubiona współczesna autorka europejska. Uważam, że jej pisarstwo jest o czymś. Polecam.