Książka Yrsy Sigurđardóttir “Znikąd pomocy” to pierwszy tom nowej serii Czarny lód i jeśli takie coś autorka serwuje nam na start, to naprawdę nie wiem co zrobi dalej! Bo jest to thriller w mojej ocenie doskonały. Historia toczy się dwutorowo, naprzemiennie w czasie śledztwa dotyczącego naprawdę przerażającego morderstwa i wcześniej, dzięki czemu możemy poznać całą historię od środka. A jest to historia rodziny, małżeństwa z dwoma córkami, które po kilku latach w Stanach wróciło na Islandię. Zamieszkali na odludziu, a my poznajemy ich w momencie, gdy wprowadza się do nich młoda dziewczyna, coś na kształt pomocy domowej. Od początku klimat jest niejasny, czuć, że coś jest nie tak - tylko co? Napięcie coraz bardziej się pogłębia, ale dzięki temu, że opowieść rodziny przerywana jest rozdziałami opisującymi śledztwo, emocje się nie wypalają - są podtrzymane, by móc się piąć coraz wyżej i wyżej, aż do takich, które odczuwa się przy naprawdę dobrych powieściach grozy - tu jest tym bardziej strasznie, że przecież to thriller, a zatem musi mieć realne wytłumaczenie. To opowieść, która przeraża, bo jest nam bliska. Bo opowiada o zwyczajnych ludziach, którzy nagle stają się masowymi mordercami. Tu psychologia gra pierwsze skrzypce - nie tylko postaci, ale i ta nasza, bo autorka doskonale zna ludzką psychikę i wie, jaki trop podsunąć, by czytelnik zaczął czuć się osaczony, zamknięty, odseparowany przez islandzkie pustkowie, na którym toczy się akcja tej powieści. Doskonale wyważony surowy klimat tego miejsca w połączeniu z nowoczesną technologią, która jest dodatkowym elementem, któremu przecież ufać się nie powinno. Od lat szukałam thrillera tak skonstruowanego jak ten, perfekcja gatunku!