Przeczytane
Prehistoria
Proza polska
Trudno mówić tu o jakiejś fabule, jest to zbiór opowieści morskich, obrazujących życie zawodowe autora, począwszy od marzeń, że będzie dzielnym żeglarzem, przez Szkołę Morską w Tczewie i kolejne żaglowce, statki, rejsy....
Cały czas w tle przewija się tytułowy "Znaczy kapitan", czyli kapitan Mamert Stankiewicz, który jest mentorem autora i z którym autor pływa na rozmaitych statkach, począwszy od szkolnych żaglowców, aż do ostatniego rejsu M/S Piłsudski.
Opowieści są szalenie barwne, przewija się w nich mnóstwo fantastycznych osób, arcyciekawych typów ludzkich, kolegów ze statków i pasażerów, piękne i wzruszające opisy rejsów, miejsc i wydarzeń...
Kiedyś gdzieś czytałam, że po lekturze tej książki Melchior Wańkowicz stwierdził, że autor marnuje temat, bo z każdego z opowiadań można by napisać powieść.
Jest to też kawał historii polskiej żeglugi, począwszy od czasów, kiedy prawie nie mieliśmy wybrzeża, kiedy dopiero powstawała Gdynia, kiedy statki dla polskich armatorów były budowane we Włoszech, świadectwo tego, jak bardzo wiele osób chciało pływać, jak ważne było morze.
Kiedy teraz czytam tę książkę, to tkwi we mnie wielki żal, że już nie ma takich statków, takich rejsów, takich kapitanów jak Mamert Stankiewicz i oficerów nawigacyjnych jak Karol Olgierd Borchardt, że zapomnieliśmy chyba, że morze nie służy tylko temu, żeby się nad nim opalać, że nie mamy floty...