„Gdy miałem dwadzieścia jeden lat, wysłano mnie na reedukację do Junnanu”. A później cytat Li Yinke, który o pisarstwie Wanga Xiaobo wypowiedział się tak: „Xiaobo stworzył dla nas groteskowy i różnobarwny świat, tak odległy od rzeczywistości, a równocześnie tak mocno związany ze światem, w którym żyjemy.”
Wysłany na wieś „wykształciuch” doświadcza absolutu maoistycznej myśli urzeczywistnionej utopijnym czynem. Opiekując się rogacizną łaknie i chce kochać, zmaga się z psychicznym wykastrowaniem (co zbliża go do losu byków, tyle że te w rzeczywistości są wykastrowane). Gdyby nie Cheng Qingyang i jej niezłomna oferta przyjaźni, realizująca się gdzieś w samotnym domku w górach, Wang Er samotnie zmagałby się z własnym pożądaniem, tłumacząc reedukowanej Cheng, że nie jest ona przechodzonym towarem...
Trzy opowieści, trzy czasy – wszystkie spaja poddańcza wierność idei. Czy to na odludnej wsi czy uniwersytecie, czy w chwilach, kiedy człowiekowi pozostaje już tylko wspominanie i godzenie się z życiowymi klęskami, przyjdzie Wangowi zmagać się z tym samym obłędem: psychozą utwierdzoną pracą milionów, wiernym poddaństwem, zaślepieniem i absurdem, który dostrzegają wszyscy i jednocześnie nikt. Kolejna zatem książka o totalitaryzmie, niby nic nowego, a jednak… Bywa ironicznie i prześmiewczo, bywa wisielczo i tragicznie. Dużo „antenowego czasu” Xiaobo poświęca namiętności, dzięki czemu „Złote czasy” nabierają specyficznego kolorytu – nieco się wstydzimy literackiemu ...