Birmingham, dnia 4. lipca 1913. (Międzynarodowy zlot skautów w Birmingham). Twórca skautu może być dumny ze swego dzieła! To, co go tu otacza, to, co go niezawodnie napawa głębokiem zadowoleniem, to nie zwyczajna sława, nie banalny rozgłos, ale serdeczna, wielka miłość młodzieży i całego społeczeństwa angielskiego. Te setki tysięcy młodych dusz, którym on wskazał drogę działania, kroczą teraz śmiało ku temu celowi, z imieniem Baden-Powella na ustach. Sama postać twórcy skautu, będącego obecnie w sile wieku, jest niezwykle sympatyczna. Pogodna twarz, jasne otwarte czoło, dziecięce niemal, wielkie, spokojne oczy, uśmiech dobroci nigdy nie znikający z twarzy — wszystko to znamionuje człowieka, który ukochał dobre strony duszy młodzieży, jej pęd do bohaterstwa, jej zapał i odwagę, jej dumę i szlachetność i te dobre strony chce rozwinąć dla dobra swego narodu, jak słońce rozwija kwiaty. Udało mu się już dziś skupić dokoła swych dążeń setki tysięcy młodszych i starszych druhów, dążących śmiało do osiągnięcia ideału skauta. Ideałem tym jest: człowiek zdrów i silny fizycznie, etycznie czysty, umiejący sobie radzić w każdej sytuacyi, pomagający bliźniemu radą i uczynkiem, zawsze pogodny, nigdy nie rezygnujący z raz wytkniętego celu, człowiek pewny, zaufania położonego w nim nigdy nie zawodzący, o twardych, granitowych przekonaniach, o duszy, która wichrami życia i burzą niepowodzeń niezłamana opiera się im zawsze skutecznie, niezłamana niczem, nieugięta, wolna. Aby ten cel osiągnąć, musi skaut być uzbrojony do walki z życiem, musi umieć sam sobie wszystko zrobić, na co tylko stać młodego, silnego chłopaka. Wystawa birminghamska dowodzi, że tego, do czego młode ręce, młode głowy są zdolne, jest dużo, bardzo dużo. Zaraz u wejścia na wystawę popisują się skauci morscy. Wyznaczono im to honorowe miejsce ze względu na wielkie znaczenie ich dla Anglików. W swej znakomitej książce „Scouting for Boye” powiada Baden-Powell, że w obecnej chwili nie ma większych bohaterów, niema prawdziwszych skautów niż ci, co na łódkach ratowniczych (life boats) krążą dookoła W. Brytanii, ocalając życie nieszczęśliwym ziomkom. Niema też rodzaju życia, któreby lepiej i pewniej, jak życie na okręcie, rozwijało hart duszy i ciała, odwagę, śmiałość, umiłowanie prawdy. W sali wystawowej skauci morscy wspinają się na pomosty, zwijają grube liny, robią ćwiczenia na sznurach, ustawiają maszty, ze zręcznością wiewiórek wspinają się na nie, wbijają w ziemię kołki, rozbijają namioty, zawieszają sznury. Namioty te nieprzemakalne, chroniące skauta znakomicie w czasie ulewnych deszczów. Jest to dom skauta: tu skaut je, śpi, chroni się przed niepogodą. Gdy oddział skautów rusza dalej, namiot w jednej chwili znika i zmienia się w leciutki pakiet. Wszystko to dzieje się w naszych oczach. Dziś popołudniu popisują się skauci morscy pod okiem lorda Beresforda na wodzie, w szerokim rezerwoarze na ten cel urządzonym. Za skautami morskimi rozłożyła swe przyrządy ratownicze straż ogniowa skautów. Z okna domu dwupiętrowego (mającego przedstawiać dom płonący), jeden ze skautów skacze z brawurą na przygotowane przez innych skautów prześcieradło. Skaut staje w oknie, przymyka oczy, chwilę wiosłuje w powietrzu, i już jest na ziemi. Wśród publiczności słychać okrzyki podziwu, szczególnie głośny wyraz swemu zadowoleniu dają skauci najmłodsi...[...]