Czytając "Zdarzyło się pewnego lata" miałam flashback z dzieciństwa, kiedy w niedzielne poranki siadałam przed telewizorem i oglądałam filmy z bliźniaczkami. Uwielbiałam te historie i bardzo podobała mi się relacja pomiędzy siostrami. Główne bohaterki książki mimo, że nie są bliźniaczkami, to bardzo przypominały mi siostry Olsen. Łączy ich ta sama nierozerwalna nić porozumienia i wsparcia.
"Zdarzyło się pewnego lata" jest historią zwariowanej Piper Bellinger. Dziewczyna zna się na modzie, imprezowaniu i wydawaniu pieniędzy. Po jednej z imprez, która okazuje się mieć tragiczny finał, ojczym Piper wysyła ją do Westport - rodzinnego miasta jej zmarłego ojca. W tej podroży towarzyszy jej Hannah, która jest nie tylko siostrą, ale tej najlepszą przyjaciółką i największym wsparciem dziewczyny. Trafiają do "Bez Nazwy" - starego, zapuszczonego baru, który niegdyś należał do ich ojca, a obecnie jest rozsypującą się ruderą, którą dziewczyny postanawiają odremontować wspólnymi siłami. Na drodze Piper staje Brendan. Kapitan początkowo nie pała do niej sympatią, ale Piper również nie jest mu dłużna. Z każdym upływającym dniem coś zaczyna się jednak zmieniać.
Jest to luźna, lekka książka na odstresowanie. Czytało się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Jednak trafia ona u mnie do szufladki "czytadełek".
Czytadełka to moja kategoria książek, po które sięgam, jak mam dużo na głowie i jedyną książką jaka nadaje się na ten czas to taka, przy której nie trzeba myśleć i łączyć faktów. Nie spinało się za dużo rzeczy, żebym mogła być zachwycona lekturą. Relacja Piper i Brendana od "nienawidzę cię" do "kocham cię" (zwłaszcza z jego strony) pojawiła się można powiedzieć po przerzuceniu jednej strony. Nie kupiłam tego, że praktycznie po niecałym miesiącu znajomości Brendan uświadomił sobie, że kocha dopiero co poznaną dziewczynę, która właśnie przyjechała do miasta. Troszkę uwierała mnie również kwestia obrączki... Gość nie ściąga jej z palca przez bite parę dobrych lat, żeby na końcu okazało się, że było to małżeństwo bardziej z rozsądku niż miłości.
Nie zmienia to jednak faktu, że bawiłam się przy niej bardzo dobrze 🙂