Motywy zbrodni bywają różne od takich, które w jakimś stopniu możemy zrozumieć do tak błahych i absurdalnych, że budzą jeszcze większy sprzeciw niż sam czyn. Bywały czasy, że morderstwa dokonywane z pobudek uczuciowych były traktowane znacznie łagodniej, więc niektórzy adwokaci próbowali doszukiwać się na siłę czegoś romantycznego w działaniach swoich klientów. Do dziś afekt może stać się przyczyną orzeczenia mniejszego wymiaru kary, ale wymaga udowodnienia i przede wszystkim już nie wszystko można pod afekt podciągnąć.
"Zbrodnie z namiętności" to sześć tragicznych historii, w których miłość splotła się ze śmiercią. Część z nich jest powszechnie doskonale znana, ale trafiły się też takie, z którymi wcześniej się nie zetknęłam. Nie jestem tylko pewna czy tytuł jest w pełni adekwatny, bo zbrodnie kojarzą się dość jednoznacznie, a nie wszystkie sprawy były tak oczywiste.
Pierwsza z nich dotyczy tragicznej śmierci aktorki Marii Wisnowskiej. Kobieta wzbudzała zachwyt nie tylko na deskach teatrów, ale i poza nimi. Miała powodzenie u płci przeciwnej i bez oporów z tego korzystała. A przynajmniej taki jej obraz przetrwał do naszych czasów. Znając już trochę zagrywki prasy z tamtych lat, nie jestem pewna, czy powinno się na nich opierać. Nie ulega jednak wątpliwości, że straciła życie z rąk kochanka, a ich historia łudząco przypomina szekspirowski dramat "Romeo i Julia".
Kolejna sprawa nie była mi wcześniej znana i przyznaję, że była wyjątkowo męcząc...