W publicystyce filozoficznej czytamy często, że władze zakonne i kościelne potraktowały Teilharda niesprawiedliwie, uniemożliwiając mu publikację esejów religijnych i zakazując przyjmowania różnych funkcji w instytucjach naukowych. Po przeczytaniu tych tekstów okazuje się jednak, że w istocie władze te były niezwykle tolerancyjne dla autora, który radykalnie odchodził od katolicyzmu. Nikt nie nakazał mu złożenia wyznania wiary, po którym okazałoby się, jaka jest jego tożsamość. Gdyby nieortodoksyjność de Chardina stała się faktem z punktu widzenia prawa kościelnego, to mógł być przecież wezwany do nawrócenia, a po odmowie – która najpewniej miałaby miejsce – dano by mu czas na zastanowienie, po czym zostałby zawieszony w czynnościach kapłańskich, a następnie prawdopodobnie wykluczony z Kościoła karą ekskomuniki. Nic takiego nie miało miejsca, pomimo poważnych argumentów uzasadniających tego typu decyzje prawne. Teilhard był jednak tolerowany, co świadczy o łagodności przełożonych zakonnych, a nawet samego papieża Piusa XII, który poddał krytyce „nową teologię” i jej inspiratorów. Kościół nie prześladował Teilharda, to raczej de Chardin zwalczał Kościół i przyczynił się do sporego zamętu w jego łonie.