„Zazie na bezludnej wyspie” — W poszukiwaniu przygody Kiedy za oknami deszcz pogrąża świat w szarości bądź mróz pokrywa szyby szronem, a oddech zamienia w chmurę gwiezdnego pyłu, wówczas najlepiej usiąść w miękkim fotelu i popijając gorące kakao zatopić się w lekturze. Niezależnie od wieku można przeżyć wówczas fascynującą przygodę przekroczyć granice wyobraźni. W taką wyprawę warto wybrać się na przykład z lisem Józiem i jego przyjaciółmi, a bilet na wycieczkę wręczy nam Barbara Faron. Jej „Zazie na bezludnej wyspie” rekomendowana jako bajka nie tylko dla dzieci, pozwala zapomnieć o smutkach i szarościach dnia codziennego i przenosi nas do dziwnego świata, gdzie nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem. Przygoda zaczyna się dla nas w Starym Porcie, gdzie obładowani bagażami wsiadamy wraz z Józiem i niezbyt rozgarniętymi bliźniakami Grześkiem i Cześkiem na statek. W drogę wybiera się też niezwykle inteligentna i tajemnicza Kotka Marta oraz wytworna Pudliczka Kasia i jej powiernica (a raczej służąca), nieśmiała Króliczka Magda. Cała ta grupa nie spodziewa się, że rejs jest zaledwie wstępem do rozlicznych kłopotów i radości, które nadejdą w najbliższym czasie. Pobyt na statku, przerywany fochami rozkapryszonej i egoistycznej Kasi, mało inteligentnymi rozmowami braci, marzeniami Józia o znalezieniu swojego miejsca na ziemi, przerywa rychła katastrofa. Ktoś niecnie podpiłował maszt i uszkodził burtę, statek zaś utknął na rafie, nabierając wody i tonąc powoli. Całe szczęście, że Marta jako opanowana wnuczka kapitana statku i prawdziwy wilk morski zdołała załatwić szalupę ratunkową. Tyle tylko, że przez roztargnienie Kasi na ratunek w łodzi nie ma szans zamknięta w kajucie Magda, a dodatkowo lis Józio wyskakuje do wody, pędząc na ratunek ukochanemu geranium. Pozostali członkowie wyprawy na szczęście bezpiecznie docierają na maleńką, bezludną wyspę. I tu dopiero zaczynają się prawdziwe problemy, a ze zwierząt wychodzi prawdziwa „ludzka” natura. Zamiast zjednoczyć się, by przetrwać trudny czas i podjąć postanowienia co do przyszłości, zaczynają się waśnie i nieporozumienia, a Pudliczka Kasia każdemu psuje humor swoim egoizmem i kaprysami. Dobrze chociaż, że Józio cudem ocalał z katastrofy i dzięki beczce dociera do wyspy cały i zdrowy z geranium w objęciach, a to samo udaje się także Króliczce. Dopiero pora deszczowa i grożący kataklizm zmusza zwierzaki do działania, zaś one same zmieniają się pod wpływem grupy. Lis Józio, odrzucony przez stado z powodu swojego wegetarianizmu, zaczyna odczuwać braterską wieź z towarzyszami niedoli, bliźniacy okazują się niezwykle pracowici i nawet zdarza się im powiedzieć coś rezolutnego, a zalękniona Króliczka Magda zaczyna się buntować przeciwko tyranii Kasi. Nawet sama Pudliczka garnie się do pomocy i choć nie zdarza się to często, to i tak jest dużą zmianą. Czy naszym nowym przyjaciołom uda się opuścić wyspę? Czy osiągną kompromis i czy dopadająca ich depresja minie z nadejściem pierwszych promieni słonecznych? I wreszcie czy Marta odsłoni tajemnicę swojej przeszłości i czy będzie zmuszona siać postrach u boku Złego Pazura? Na te wszystkie pytania, rodzące się wraz z szumem przypływających fal, znajdziecie odpowiedź w książce Barbary Faron. „Zazie na bezludnej wyspie” jest znakomitym remedium na stres i nudę, a obserwacja zachowań bohaterów zmusza do zastanowienia się nad naszym postępowaniem. Bo czasami my także jesteśmy egoistami, samotnikami, czegoś się boimy i zdarza się nam powiedzieć coś niemądrego. Jeśli jednak mamy przy sobie prawdziwych przyjaciół, to oni wybaczą nam wszelkie potknięcia. Bo przecież przeżywanie przygody w pojedynkę nie jest takie fajne, jak z oddaną paczką znajomych. A więc do wioseł (tj. do lektury), przyjaciele, wraz z Józiem i ferajną płyńmy oceanem marzeń!