Czy ja już wspominałam, że czytam różnie? W momencie, kiedy odkryłam ebooki, dostałam potężną pakę różnorodnych książek. Potężną bajtowo, bo wciąż wszystko mieści się w malutkim eboczku. Sięgając po kolejną pozycję, nie wiem po co sięgam. I to jest fajne, bo na moją ocenę nie ma wpływu uprzedzenie do Harlequinów. No bo przecież nie wiem co czytam. W efekcie popracowego zmęczenia, siadam z herbatką i sięgam.
Dziś sięgnęło mi się po "zaręczyny po szkocku".
Lekturka wielce mdła, ale sympatyczna. Szkocji tu właściwie nie ma. Życia na wsi - raczej też nie (poza plotkarskim środowiskiem). Właściwie nie ma tu nic. Ot taki artykulik w gazecie do pociągu. Niemniej jednak sympatyczna lekturka, o której nic więcej nie da się powiedzieć.
PS. właśnie odkryłam, ze jestem hipokrytką. Nie lubię płytkich romansów, głębokich też nie, a im starsza jestem, tym bardziej się w nich zaczytuję.