W końcu zobaczyli małą szczelinę, przez którą przeciskało się słabe światło księżyca. Chrapuś odruchowo uskoczył w bok. Blask Luny nie mógł go zabić, jednak był jakoś do niego uprzedzony.
Chester przystanął. Rozglądnął się dookoła i zagwizdał. Grundy zsiadł z Chrapusia, pozaglądał tu i ówdzie, po czym wdrapał się centaurowi na ramię, by móc wyjrzeć na zewnątrz.
Teraz wszystko widział jak na dłoni. W górze blady księżyc przycupnął za niesforną chmurką. Poniżej rozpościerało się budzące grozę dno Wielkiej Rozpadliny. Nagle Grundy poczuł się tak, jakby spadał w tę straszną przepaść. Zakręciło mu się w głowie. Wielkie łapsko Chestera pochwyciło go w samą porę.
- Na drugi raz, nim wyjrzysz przez tę szparkę, dobrze się nad tym zastanów - dociął mu Chester.
- Święte słowa - burknął Grundy, zsuwając się w dół. Chciał być jak najdalej od szczeliny. Miał dosyć.