Pamiętam moment, w którym po raz pierwszy dowiedziałam się o ludobójstwie w Rwandzie i po raz pierwszy wpisałam to hasło w wyszukiwarkę. Pamiętam, jakie wielkie emocje wywołały we mnie te póki co szczątkowe i dość ogólne informacje na temat tego wydarzenia - w głowie nie mogło mi się pomieścić, że ludzie mogli bez chwili wahania zaszlachtować swoich sąsiadów, z którymi spędzali wolny czas, swoich bliskich, braci, dzieci. Wszelkie ludobójstwo jest niepojęte, ale to właśnie to w Rwandzie sprawia, że brakuje mi słów i trudno znaleźć mi w sobie jakiekolwiek zrozumienie. „Zabiłam” to książka wyjątkowa, bo opowiadająca nam o tych wydarzeniach z perspektywy zbrodniarek, które dopuściły się zbrodni ludobójstwa. Te historie są z jednej strony bardzo różnorodne - od opowieści o kobiecie, która z premedytacją wydawała ludzi na śmierć, po historię kobiety, która - wydaje się - znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, była świadkinią zbrodni i przez to została skazana - ale z drugiej są do siebie bardzo podobne. Tłem dla wszystkich tych rozmów jest bardzo wyraźny przekaz: „rząd mówił nam, że mamy nienawidzić Tutsi. Więc nienawidziliśmy i zabijaliśmy, gdy padł rozkaz”.
Trudno czyta się ten reportaż - niejednokrotnie emocje były tak duże, że musiałam odkładać lekturę na później. To zdecydowanie jedna z trudniejszych książek, jakie było mi dane przeczytać, ale jak zwykle w takich przypadkach, cieszę się, że po nią sięgnęłam - bo bycie świadomym to najważniej...