Zło wylewa się z każdego zdania tej książki. Brutalność spływa z każdej strony.
Roman Andrysiak, jeden z właścicieli rodzinnej firmy And-Metal ma pieniądze, władze i dużą butę. Nie szanuje ludzi, kobiety są dla niego bezwartościowe. Pewnego dnia budzi się w ciemności, skuty łańcuchami. Komuś bardzo zależy na tym, żeby cierpiał. Kim jest niewidoczny oprawca?
Akcja prowadzona jest dwutorowa, w czasach obecnych oraz w opowieści sprzed roku. O ile prolog wzbudził naszą litość względem ofiary o tyle kolejne rozdziały tylko wzmagają naszą niechęć w stosunku do niej. Autor pokusił się o ciekawy zabieg pokazania ofiary jako wcześniejszego bestialskiego kata. Wydarzenia sprzed roku powodują, że chcemy aby Roman cierpiał, aby zapłacił za wszystkie swoje okrucieństwa.
Główny bohater nie ma w sobie nawet cienia dobroci. Całkowicie przeżarty jest przez egoizm, bezczelność, pychę. Nikczemność nakręca go i podnieca. Większość postaci „Za nadobne” jest mocno kontrowersyjnych, bez kręgosłupa moralnego, żyje na krawędzi zbrodni.
Świat wykreowany przez Pana Borlika jest brudny, pozbawiony nadziei, niesprawiedliwy. Kto ma pieniądze i władzę ma wszystko. Pojęcie sumienia nie istnieje.
Bardzo intrygowało mnie kto jest oprawcą. Każda z bohaterek została skrzywdzona przez Romana więc każda mogła się chcieć zemścić tylko, która byłaby w stanie przejść na ciemną stronę mocy
Momentami ładunek negatywny tej książki przerastał moje możliwości kompensowania go. Miałam wrażenie taplani się w esencji bestialstwa. Nie mogłam uwierzyć, że bohaterowie są przesiąknięci złem do szpiku kości, że nie tli się w nich choć odrobina poczciwości. Autor założy sobie jednak, że mocno wstrząśnie czytelnikiem, uderzy celnie w ośrodek jego empatii i otworzy szeroko jego oczy na potwory ukryte w ludzkiej skórze.
Powieść wywołuje ogromny mentlik w głowie, trudno jest o niej nie myśleć. Jeszcze teraz – parę godzin po lekturze – niektóre sceny „świecą” mi się głowie. „Za nadobne” bardzo mocno mnie poruszyła i dotarła do bardzo delikatnych części moje jestestwa.