Coś pysznego, gdyż nie tylko o jedzeniu, ale również o bardziej i mniej znanych osobach, które przewinęły się przez życie i domy rodziny Iwaszkiewiczów. A wszystko w formie ciekawej, wciągającej gawędy, opatrzonej zdjęciami a także ilustracjami zawierającymi autentyczne, pochodzące z kolekcji autorki, karty jadłospisowe wydawane przy okazji różnych uroczystości oficjalnych i domowych.
Świetna książka, z której wiele można się dowiedzieć różnych ciekawostek o starych potrawach, które odeszły w zapomnienie, kucharzach pracujących u Iwaszkiewiczów, o tym jak obchodzono rodzinne uroczystości i święta oraz o tym, czym była kuchnia w życiu Marii Iwaszkiewicz. Maria Iwaszkiewicz w bardzo ciekawy sposób gawędzi w niej o tradycjach, jedzeniu, ludziach i sytuacjach... i zgadzam się z nią w tym, że kuchnia to centralne miejsce w domu, to jego serce. Ja nie jestem zamiłowaną kucharką i gotuję bardziej, bo muszę, ale kuchnia to miejsce, które od dzieciństwa lubiłam... i w niej najwięcej przebywam, i tu również czytam...