Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się czytać książkę tak dobrą, tak wciągającą, tak błyskotliwą, której zakończenie psuje absolutnie wszystko, co było w niej najlepsze. Już sobie wymyślałam w głowie peany, jakie o niej napiszę na portalu, jak będę ją polecać każdemu, kto zapyta mnie o jakieś dobre thrillery, jak będę wychwalać konstrukcję bohaterów i sposób wykorzystania narracji polifonicznej, w której punkty widzenia każdego z bohaterów trochę się uzupełniają, a trochę sobie przeczą i tworzą tym samym niejednoznaczną moralnie historię o tym, skąd się bierze zło, jak jedna decyzja może wpłynąć na życie nie tylko nasze, ale także innych osób, jak nie istnieje coś takiego jak prawda, a obraz nas samych i ludzi wokół, który tworzymy sobie w głowie, nigdy nie będzie obiektywny, bo nasze postrzeganie świata i wydarzeń zawsze będzie wypadkową wielu znanych nam i nieznanych informacji i przeżyć. Niestety, ostatnie kilka stron wszystko to przekreśla, zmieniając Wyznania z thrilleru psychologicznego w zwykłą bajeczkę, w której wszystko jest ze sobą powiązanie, za wszystkim stoi jedna osoba, a bohaterowie tracą tą wieloznaczność. Czy jest to słaba książka? Raczej nie, nadal uważam, że w większości jest świetna, ale bez tego bardzo nudnego i sztampowego zamknięcia byłaby znacznie lepsza.