Jestem zaskoczona, jak bardzo mi się spodobała. Chociaż może nie powinnam się dziwić, skoro tak bardzo lubię film Planeta skarbów. Właśnie ten (jakże niedoceniony) świetny film (którego scenariusz notabene napisany został przez panów odpowiedzialnych za scenariusz, do zrobionych rok później Piratów z Karaibów. Ewidentnie mają smykałkę do tego gatunku) sprawił, że sięgnęłam po pierwowzór. Bałam się jednak, że będzie podobna do innej wyspiarskiej książki, do "Przypadków Robinsona Crusoe", przez które nie udało mi się przebrnąć, gdy były moją szkolną lekturą. Męczyłam się z nią strasznie i w końcu mama musiała mi ją na głos doczytać do końca, bo nie byłam tego w stanie zrobić sama. Z tym większą radością czytałam "Wyspę skarbów", gdy okazało się, że ani trochę nie jest podobna do Robinsona i żałuję, że to "Wyspa" nie była lekturą obowiązkową.
Niesamowicie wciąga. Przyjemnie było odkryć, że poza brakiem podróży międzyplanetarnych, piratów kosmitów i kilkoma drobnymi zmianami, tak naprawdę książka i film Disneya są tak bardzo do siebie podobne. Bałam się, że film wyciągnął z książki tylko najlepsze kawałki i wprowadził dużo zmian i książka trochę mnie rozczaruje. Bardzo przyjemnie się zaskoczyłam.
Absolutnie fantastyczna przygoda, na pewno wrócę do niej nie raz. Świetnie się czyta. Polecam.