Jest sobie wyspa. Na papierze przypisana do Chorwacji, ale w rzeczywistości odcięta od wszystkich. Ci z lądu niewiele wiedzą na jej temat. Nikt nie ma w nawyku zawracać sobie nią głowy. Strzępy informacji, że ktoś tam mieszka i to ponoć bez telewizji, są wystarczające. Tymczasem na wyspie, stabilne życie zamkniętej społeczności, komplikuje się, kiedy pole jednego z tubylców, zostaje doszczętnie zniszczone. Oderwani od codzienności mieszkańcy są poruszeni, ale kiedy niezidentyfikowane stworzenie, atakuje uprawy najbardziej szanownego sąsiada, przychodzi czas na wojnę. Budzą się lęki i podejrzenia, a brak wiedzy na temat przeciwnika dodatkowo komplikuje sprawę.
Pan Maciej Piotr Prus napisał nieszablonową historię, którą poczułam od pierwszych stron. Brutalnie realistyczny świat wymieszany z śródziemnomorskim klimatem, to coś, do czego nie trzeba mnie namawiać. Głównym elementem tej przestrzeni są ludzie. Zwyczajni i dziwaczni jednocześnie. Ciężko ich ocenić. Wydawać by się mogło, że dobrze ich znamy, a tak naprawdę, nie jesteśmy pewni zachowania żadnego z nich. Obserwujemy, jak utworzone między nimi specyficzne relacje, zmieniają kształty pod wpływem nowej sytuacji na Wyspie. Wplecione elementy kryminału i powiew grozy, niewiele mają wspólnego z tym, co miałam okazję czytać do tej pory. Jest inaczej. Zagadkowo. Autor umiejętnie wciąga czytelnika w historię, co jakiś czas podrzucając pod nogi ogniwa, które zachęcają do refleksji. Zakończenie powoduje, że raz jeszcz...