Późny debiut prozatorski Zbigniewa Waszkielewicza. Zaskakująco dojrzały. Długo powstawała ta książka, by wreszcie ukazać się na półkach księgarskich i dać dowód na to, że najlepszej literaturze trzeba dać czas, wiele czasu, jak najwykwintniejszej whisky w dębowych beczkach, by później jeden jej łyk dał wrażenie spełnionego sensu wieloletniego wyczekiwania. Czytając powieść Zbigniewa Waszkielewicza miałem poczucie, od samego początku lektury, że mimo innego pejzażu topograficznego akcji tej niezwykłej pełnej humoru i dowcipu książki, odmiennych losów bohaterów, języka tych barwnych postaci, odkrywane tropy uśpionych od tylu lat ludzkich historii na kartach powieści Waszkielewicza są mi skądś dobrze znane i jakże bliskie. To co Janosch zrobił wskrzeszając jednostkową i zbiorową przeszłość wyklętego śląskiego narodu w swoim `Cholonku`, czyni i Waszkielewicz, ukazując w rewelacyjny sposób emocjonalny pejzaż swej małej, najbardziej osobistej, mazurskiej Ojczyzny, złożony z subtelnych drobin wspomnień, które zazwyczaj kalecząc jedynie przymykane nostalgią powieki mają szansę teraz wypłynąć i uwolnić się wraz z dobrą łzą przeszłego wspomnienia.