Proza autobiograficzna, w duchu Didiera Eribona i Annie Ernaux, tyle że à rebours. Opowiada o dorastaniu we francuskiej wyższej klasie średniej. Czy rodzina Le Telliera – autora słynnej, wyróżnionej Nagrodą Goncourtów „Anomalii” – była rzeczywiście szczęśliwa? Czy burżuazyjne korzenie i arystokratyczne nazwisko to wystarczające wyposażenie do podjęcia samodzielnego, dojrzałego życia?
Jakie dzieciństwo miał twórca „Anomalii” – najpoczytniejszej powieści ostatnich lat? Nie był bity, głodzony, wykorzystywany, uczęszczał do dobrych szkół, otrzymał solidną edukację. Ale czy to wystarczy, dobrze wystartować w dorosłe życie?
Z ebooka „Wszystkie szczęśliwe rodziny” wyłania się tragikomiczny obraz środowiska uwięzionego w gorsecie mieszczańskich konwenansów, rządzonego grą pozorów i chłodnym dystansem, a także pokolenia, które Hervé Le Tellier opisuje jako „obiecujące, ale nieokreślone, z młodością wciśniętą między okupację a wojnę w Algierii”, „urodzonego za późno, żeby kolaborować, za wcześnie, żeby torturować”.
Na tle społecznych napięć i historycznych wydarzeń autor maluje portret rodzinny. Otwarcie pisze o toksycznych relacjach z szaloną matką i skrywającym tajemnice ojczymem. Już w pierwszym zdaniu czytamy: „Nie kochać rodziców – to byłoby gorszące. Gorsząca byłaby myśl, czy jest, czy nie jest hańbą nie znajdować w sobie, mimo młodzieńczych wysiłków, tak powszechnego uczucia miłości zwanej synowską”.
Nie jest to jednak narracja wypełniona resentymentem i złością, autor potrafi mówić o cierpieniu bez patosu i z poczuciem humoru. Oprócz cierpkiej ironii – także wobec samego siebie – mamy we „Wszystkich szczęśliwych rodzinach” czułość i stoicką akceptację życia.
„Nie żebrzę już o współczucie, a czas smutku minął” – podsumowuje pisarz.
Na tle społecznych napięć i historycznych wydarzeń autor maluje portret rodzinny. Otwarcie pisze o toksycznych relacjach z szaloną matką i skrywającym tajemnice ojczymem. Już w pierwszym zdaniu czytamy: „Nie kochać rodziców – to byłoby gorszące. Gorsząca byłaby myśl, czy jest, czy nie jest hańbą nie znajdować w sobie, mimo młodzieńczych wysiłków, tak powszechnego uczucia miłości zwanej synowską”.
Nie jest to jednak narracja wypełniona resentymentem i złością, autor potrafi mówić o cierpieniu bez patosu i z poczuciem humoru. Oprócz cierpkiej ironii – także wobec samego siebie – mamy we „Wszystkich szczęśliwych rodzinach” czułość i stoicką akceptację życia.
„Nie żebrzę już o współczucie, a czas smutku minął” – podsumowuje pisarz.