"Wołyń"
Ludobójstwo UPA – Kłamstwa polityków
Rzezie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej należą do najtragiczniejszych wydarzeń w najnowszych dziejach Polski. Kładą się ogromnym cieniem na relacje Polaków i Ukraińców oraz stosunki między Rzeczpospolitą a Ukrainą. „Wołyń” to książka prawdziwa do bólu – zbrodnie banderowców opisane przez tych, którym udało się je przeżyć, teksty publicystów, dokumentacja zdjęciowa muszą przerażać. I muszą też ostrzegać przed chowaniem głowy w piasek przez wielu naszych polityków. Manipulowanie historią prowadzi do tego, że za naszą wschodnią granicą morderców uważa się za bohaterów, a UPA traktuje się jako mit założycielski wolnej Ukrainy.
Była upalna czerwcowa niedziela. W Nienadowej przy ujściu Kamionki do Sanu, zanim weszliśmy do wody, Edzio spostrzegł na mieliźnie jakieś kształty. Wiedzieliśmy, że rzeka często unosiła ofiary banderowskich mordów. To, co zobaczyliśmy, śniło mi się później nocami. Pięcioosobowa rodzina Tereszczaków – ojciec, matka i troje dzieci – stanowiła męczeńską „tratwę”. Napastnicy związali swe ofiary drutem kolczastym, wrzucili żywcem do ognia, a następnie do Sanu. Ciała były nagie i okrutnie zmasakrowane.
Ludobójstwo UPA – Kłamstwa polityków
Rzezie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej należą do najtragiczniejszych wydarzeń w najnowszych dziejach Polski. Kładą się ogromnym cieniem na relacje Polaków i Ukraińców oraz stosunki między Rzeczpospolitą a Ukrainą. „Wołyń” to książka prawdziwa do bólu – zbrodnie banderowców opisane przez tych, którym udało się je przeżyć, teksty publicystów, dokumentacja zdjęciowa muszą przerażać. I muszą też ostrzegać przed chowaniem głowy w piasek przez wielu naszych polityków. Manipulowanie historią prowadzi do tego, że za naszą wschodnią granicą morderców uważa się za bohaterów, a UPA traktuje się jako mit założycielski wolnej Ukrainy.
Była upalna czerwcowa niedziela. W Nienadowej przy ujściu Kamionki do Sanu, zanim weszliśmy do wody, Edzio spostrzegł na mieliźnie jakieś kształty. Wiedzieliśmy, że rzeka często unosiła ofiary banderowskich mordów. To, co zobaczyliśmy, śniło mi się później nocami. Pięcioosobowa rodzina Tereszczaków – ojciec, matka i troje dzieci – stanowiła męczeńską „tratwę”. Napastnicy związali swe ofiary drutem kolczastym, wrzucili żywcem do ognia, a następnie do Sanu. Ciała były nagie i okrutnie zmasakrowane.