Nie mogę uwierzyć, że to było już czwarte spotkanie z doktorem Hunterem i jego przygodami. Od razu pragnę nadmienić, że po poprzednim tomie miałam mieszane odczucia. Jeżeli pamiętacie moją recenzję, to pisałam wam, że przez połowę książki czułam się rozczarowana i nieco znudzona, bowiem to nie był taki Beckett do jakiego przywykłam! Ale pod koniec akcja znów nabrała takiego tempa, że musiałam mocno się trzymać fotela, bo inaczej spadłabym z niego z wielkim hukiem. A jak było w przypadku czwartego tomu przygód doktora Davida?
Początkowo akcja ukazana jest na podstawie tego, co wydarzyło się osiem lat wcześniej. Zostaje odnaleziony grób młodej i bestialsko zamordowanej kobiety. Doktor Hunter bada jej ciało. Jednocześnie do zabicia czterech kolejnych dziewczyn przyznaje się odrażający mężczyzna. Przyznaje do winy, obiecuje, że pokaże, gdzie je pochował, ale udaje mu się uciec. Dochodzenie zostaje ostatecznie przerwane, a inni wracają do normalnego życia. Ale, niestety, w życiu naszego bohatera wydarzy się coś, co zmieni jego życie i to diametralnie. Kolejne wydarzenia zostały ukazane już na bieżąco. Morderca znów przebywa na wolności. Doktor David zostaje wezwany do Dartmoor. To samo mroczne miejsce, te same wrzosowiska i torfowiska. Ta sama mgła, a co najważniejsze, ci sami ludzie, z którymi David Hunter pracował osiem lat wcześniej. Ta sama pani psycholog policyjna, która sprawia obecnie wrażenie, jakby się czegoś bardzo obawiała… I ten sam morderca, na wolności, który jest zdolny do wszystkiego. Gęstnieje przeszłość i stare sprawy. Znowu każdy może być ofiarą i każdy może być mordercą…
Tę część czytało mi się znacznie lepiej niż poprzednią. Od samego początku czułam niepokój i zarazem ciekawość, powodowaną tym, co też się wydarzy za chwilę, dosłownie na kolejnej stronie. Ciekawym zabiegiem było najpierw pokazanie wydarzeń z przeszłości, ukazanie emocji Davida, skupienie się na tym, co miało wtedy na niego aż tak silny wpływ, że stał się potem tym kim się stał. Z początku czułam się lekko zagubiona z tego powodu, myślałam nawet, że może pomyliłam tomy i czytam, coś, po co powinnam sięgnąć na samym początku. Jednak z każdą stroną coraz więcej rzeczy stawało się jasnych i zrozumiałych. W tej części miałam wrażenie, że autor bardziej się skupił na tym, żeby przekazać jak najlepiej emocje, które rządziły zarówno głównym bohaterem, ale też postaciami, które spotykał on na swej drodze. Dzięki temu powstał świetny thriller psychologiczny. Czy spodziewałam się zakończenia? Oczywiście, że nie! I chociaż byłam w wielkim szoku, jak autor postanowił to rozwiązać, to po zapoznaniu się z ostatnimi zdaniami, mogę śmiało stwierdzić, że było to w stu procentach logiczne. Nie mam pojęcia, jak Beckett to robi, ale udaje mu się stworzyć w taki sposób bohaterów, że każdego z nich lubię. Nawet, jeżeli ktoś jest mega negatywny, to nie potrafię do niego żywić złych uczuć. Całość wypada bardzo dobrze, zwłaszcza na tle trzeciego tomu. Czy pojawiły się jakieś krwawe opisy? Nie. Mogę te książki czytać osoby bardziej wrażliwe. Chociaż po raz kolejny Simon Beckett udowadnia, że doskonale wie, o czym pisze. Ukazał znów, ile można wyczytać z samych kości, ich wyglądu czy ułożenia, co jest bardzo ciekawe, zwłaszcza dla osób, które interesują się bardziej około medycznymi kwestiami.
Podsumowując, “Wołanie grobu” to udana kontynuacja przygód doktora Huntera. W tym tomie czytelnicy poznają przeszłość głównego bohatera, będą mogli mu towarzyszyć podczas wydarzeń, które ukształtowały go jako starszego mężczyznę. Książkę tę czyta się niezwykle szybko i lekko, chociaż tematyka nie jest wcale łatwa. To z pewnością dobry prezent dla osób, które interesują się kwestiami medycznymi. Bardzo dziękuję @gruszka.czyta za zorganizowanie BT z tym tytułem :*