Książka nie dla każdego, ale...warto spróbować.
Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu rozdział " Metafizyka unicestwienia ", którego bohaterem jest Philipp Mainlander. Według tego filozofa, każde świadome istnienie prędzej czy później prowadzi do cierpienia. Własnego lub... innych. I z tego powodu jest gorsze od całkowitego niebytu, który nie czyni takich szkód. Nic, nawet potężne galaktyki czy wielkie planety - nie jest wieczne, bo wszystko nieustannie - choć w różnym, oczywiście, tempie - i niezmiennie zmierza ku końcowi swego żywota ... Nieważne, jak wspaniały bądź mierny on był. Moment, w którym cokolwiek zaczyna świadomie żyć/ istnieć, jest zarazem pierwszym krokiem prowadzącym do... śmierci owego " jestestwa "... Ale, w tak zwanym międzyczasie, może ono, oczywiście, narobić niezłego " bałaganu " w otaczającej rzeczywistości...
Według Mainlandera proces ten zapoczątkował Absolut/ Byt Najwyższy / Bóg Ojciec ( jak zwał, tak zwał - ważne, że wiadomo o Kogo chodzi ), który w pradawnej ( wręcz niewyobrażalnie) przeszłości dokonał samounicestwienia. A będąc Najpotężniejszym z Potężnych - mógł tego dokonać tylko w niezwykły, i bardzo spektakularny sposób - dziś często przez naukę określany jako Wielki Wybuch. Odtąd to, co było jednością, podzieliło się na nieskończoną ilość części. Nastąpiło coś w rodzaju paradoksu - śmierć ( Absolutu ) stała się życiem ( wszechświata ), bo żeby mogło zaistnieć wszystko to, co natura/ materia "urodziła" na Ziemi i w przestrz...