Luljeta Lleshanaku posiada poetycki słuch zwrócony jednocześnie na zewnątrz i do wewnątrz. W głębokich pokładach własnej cielesności, która jest także rezerwuarem pamięci, słyszy głosy swoich przodków i pokornie godzi się z faktem, że nie ma przed nimi ucieczki, że stanowią one rodzaj trudnego dziedzictwa, budulec tożsamości; z drugiej strony rejestruje poetka szum wielkiej historii, zarówno tej tworzonej przez ludzi, często znaczonej chciwością i nienawiścią, jak i tej kosmicznej, planetarnej, geologicznej, z którą łączy nas wieczne przymierze materii. Dane pochodzące z tych dwóch nasłuchów przetwarzane są w czułym sercu poetki w słowa wiersza, który chce być nie tyle manifestem indywidualizmu, co świętowaniem pojedynczego, dziwiącego się światem istnienia, olśnionego jego bogactwem i zlęknionego różnymi formami opresji, jakie funduje człowiekowi drugi człowiek.