Lubię sięgać po reportaże, a te od Wydawnictwa Czarnego bardzo sobie cenię. Jednak po przeczytaniu tej książki czuję rozczarowanie, chyba spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Sugerując się okładką miałam nadzieję poznać życie Indian oraz zgłębić ich kulturę i religię. A otrzymałam dość szczegółowy zapis politycznych przepychanek między rdzennymi amerykanami, a nie-Indianami.
Kompletnie nie wyczułam w tej publikacji poczucia humoru autora ani jego talentu narracyjnego. Wręcz przeciwnie. Książka mocno mnie zmęczyła i naprawdę długo się z nią zmagałam. Czytało mi się zaskakująco trudno.
Jednak nie mogę odmówić autorowi, że jego książka porusza temat, który dla społeczności Indian jest ważny. Opisuje on bez ubarwień, jak wygląda życie Indian w rezerwatach, o których władze Ameryki próbują zapomnieć. O przemocy, która jest akceptowana, o braku dostępu do edukacji co powoduje, że wielu członków społeczności nie potrafi bronić swojej ziemi, bo nie zna treści traktatów zawartych z władzami państwa czy o rasizmie z jakim się spotykają Indianie. A trzeba pamiętać, że to właśnie oni zamieszkiwali te tereny od samego początku i są na swoim terytorium. Z tej książki dowiemy się również jakie metody stosował rząd ameryki, chcąc przejąć tereny należące do rezerwatów, aby pozyskać żyzne ziemie czy złoża surowców. Jest to też również opowieść o strachu Indian przed stratą swojej tożsamości i walce o zachowanie swojego języka, który coraz bardziej zanika.
„Witajcie w rezerwacie” jest książką, która zainteresuje osoby fascynujące się historią Stanów Zjednoczonych oraz jej ludnością ze szczególnym uwzględnieniem rdzennych amerykanów.
Mnie jednak nie zadowoliła i z trudnością dobrnęłam do końca. Styl autora, choć widać, że opisywany przez niego temat jest dla niego bardzo osobisty, kompletnie mnie nie porwał. Jednak jak to w przypadku reportaży ma miejsce, dowiedziałam się z niej wiele ciekawych informacji, dlatego nie uważam czasu jej poświęconego za stracony.