Książka pana Cravena bardzo długo czekała na swoją kolej. Zaryzykuję stwierdzenie, że co najmniej trzy lata. Wtedy czekałam z przeczytaniem, wierząc, że seria nieco bardziej rozszerzy się w Polsce, by być w miarę na bieżąco. Teraz wiedząc, że u nas ten cykl zatrzymał się na jednym tomie i raczej nic tego nie zmieni, w końcu zdecydowałam się zmienić status tej powieści z nieprzeczytane na przeczytane.
Na północy Anglii w Lake District, seryjny morderca upodobał sobie palenie ludzi żywcem. Policja bezradnie rozkłada ręce, ponieważ na miejscu zbrodni sprawca nie pozostawia śladów. Podczas badania trzeciej ofiary, na spalonych szczątkach zostaje odkryty napis Poe. Dzięki temu znakowi od mordercy do służby zostaje przywrócony Washington Poe, któremu ma pomagać genialna, ale lubiąca żyć w odosobnieniu analityczna Tilly Bradshaw. Czy ten duet zdąży rozwiązać sprawę morderstw i złapać mordercę, zanim ten uderzy ponownie?
Polubiłam ten kryminał od samego początku. Uwielbiam motyw seryjnego mordercy w kryminałach. Dodatkowo cieszę się, że akurat sprawca z tej historii był normalny, w sensie, nie był to ktoś, kto pojawił się na chwilę i zaskoczenie, że to właśnie on powstało dlatego, że nie mieliśmy okazji go poznać. Cieszę się, że to właśnie ta, a nie inna osoba dokonała tych morderstw, ponieważ ciekawie ta historia dzięki niemu się toczyła. Do głębi zmroziło mnie zakończenie, w którym nie tylko jedna tajemnica zostaje rozwiązana. Żałuję, że...