Cóż, w każdej epoce spora część ludzkości mogła stwierdzić/stwierdzała przynajmniej raz, że „młodość nie radość”, a w każdym razie nie „sama radość” od świtu do nocy, problemów nie brak, dorosłym też nielekko, co zauważa się najpóźniej pod koniec podstawówki, jeśli nie jest się tępakiem albo księciem z bajki wyrosłym w luksusie.
Bohaterowie tej powieści, trzynasto-czternastolatki z krakowskiego osiedla, wiedzą, na jakim świecie żyją i chociaż ta akurat gromadka nie trafiła najgorzej w życiu rodzinnym, to jednak każde z nich czuje się oszukane przez dorosłych. A dookoła skrzeczy Peerel, od czasu do czasu pomachując zomowską pałą, chociaż stan wojenny oficjalnie zawieszony - czy odwołany, dzieci dokładnie tego nie wiedzą, nie informuje się ich o niczym i bardzo wiele jest tematów, przy których nawet we własnych mieszkaniach dorośli ściszają głos i oglądają się za siebie.
Jest połowa lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, do przemian ustrojowych jeszcze parę lat zostało, niewielu wierzy, że nadejdą, wielu zastanawia się nad emigracją, ale niektórzy wracają, co wydarzyło się w sąsiedztwie Kokosanek. I na takim tle pączkuje uczucie dwojga bohaterów, nieśmiało, delikatnie i, niestety, z perspektywą rozstania.