Jeszcze sraczkowata taksówka pana Paździorka nie zniknęła na dobre w górze naszej uliczki,a Bożena, oczywiście, zaczęła pochlipywać. Powiedziałam przez zęby:
-Przestań,rzewna królewno! Zleję cię kiedyś naprawdę, wiesz? Myślałby kto, że uwielbiałaś ciotkę Teodorę. Mało ci nadokuczała? Przypomnij sobie tylko! Przeszło trzy lata domowej tyranii to gips? Nie było tygodnia, żebyś parę razy nie ryczała w poduszkę z jej powodu. Ja przynajmniej walczyłam! Mam czyste sumienie i łza mi się w oku nie zakręci... No, przestań! I oderwij się od tej furtki, psiakość! Cud,że ulica pustawa i kochani bliźni nie widzą,jak cierpisz nad nagłym rozstaniem!
-A ty może lubisz rodzinne awantury? - chlipnęła, szukając chusteczki.
-Ojej,kto to lubi? Ale żyjemy naprawdę, a nie w grzecznej książeczce dla delikatnych dzieci z wyższych przedwojennych sfer! - wzruszyłam ramionami. Wie się już, że życie nie pieści. Zwłaszcza, gdy nagle w środku dzieciństwa zabraknie mamy... I niech sobie Bożena nie myśli, że nic mnie ta cudna atmosfera domowa nie kosztowała,nerwów i w ogóle. Ale mazać się nie lubię.
-I to akurat... wczoraj... w ten dzień! Już miałam dość w szkole...