Młody hovding, Oddi Asgotsson zostaje przez umierającego ojca obdarzony tytułem, statkiem z załogą oraz misją pomszczenia matki i siostry.
To zadanie jest ponad siły niedoświadczonego wikinga, a raczej byłoby, gdyby musiał działać sam.
Na szczęście może liczyć na wsparcie dawnych braci krwi ojca, którzy co prawda niechętnie, ale złożyli młokosowi przysięgę wierności…
Może też liczyć na starych znajomych i przyjaciół, a nici utkane przy narodzinach każdego z wikingów przez Norny wiodą ich coraz bardziej na południe Europy...
Europy, w której trwa walka o wpływy, a granice państw i wpływów dopiero się kształtują. Dlatego każdy doświadczony wojownik jest na wagę złota. Paradoksalnie… taki wojownik jest niechętnie wpuszczany za mury napotykanych na trasie miast. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy nie wpuściło się buntownika lub kogoś kto sprzyja przebywającym już w mieście buntownikom.
Niespodziewanie dla Oddiego, niemal zawsze znajdzie się jakaś furtka, dzięki której on i jego załoga rozlokowana już na czterech statkach, może pokonywać kolejne etapy. Co prawda czasami wiąże się to z niezbyt miłymi obowiązkami, ale… skoro bogowie tak chcą, to co oni mają do powiedzenia?
Niektóre etapy, tak jak choćby przeprawa lądowa między dwoma rzekami, ich przerażają, ale… mając do wyboru: zaufać lokalnym przewodnikom lub zawrócić i zaniechać zemsty skazując się na wieczne potępienie na tamtym świecie, wybierają…
Jakie decyzje będzie musiał podjąć Oddi?
Czy jego załoga pozostanie mu wierna?
Czy Oddi dopełni zemsty?
Jak Oddi wszedł w posiadanie dodatkowych statków?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie właśnie w tej książce.
Jestem nietypową książkową sroczką. Dla mnie ważna jest nie tylko okładka, ale i dopracowane wnętrze, w tym układ tekstu.
W tetralogii „Wikingowie”, a będąc precyzyjną w trzecim tomie cyklu (to pierwsza książka serii przeczytana w formie papierowej, dwie pierwsze czytałam w ebooku) tkwiąca we mnie sroczka nie miała się do czego przyczepić…
To sprawiło, że tym większa była przyjemność z poznawania dalszych losów młodego wikinga. Wikinga, który musiał udowodnić zarówno sobie, jak i podległym mu ludziom, że zasługuje na tytuł hovdinga.
Na szczęście Oddi jest wystarczająco rozsądny, by wiedzieć kiedy lepiej schować dumę do kieszeni (swoją drogą, mieli takie coś w swoich ubraniach? ) i zdać się na bardziej doświadczonych.
Mało kto, nawet dzisiaj, potrafi przyznać się do niewiedzy zanim będzie za późno, tym większe brawa dla niego i… jego ludzi.
Nie mogę nie wspomnieć o dużej dawce wierzeń, czyli o czymś, co tygryski lubią najbardziej, i równie dobrze dopracowanych scen walki.
Jeżeli, tak jak i ja, lubisz te klimaty to gorąco zachęcam do sięgnięcia po całą tetralogię.
A jeżeli nie lubisz, to czy jest lepszy sposób, by zmienić zdanie, niż sięgnięcie po dopracowaną historię?